Jak żyć.
Zapomniałam, jak należy żyć…
Wiatr wiał mi w twarz.
Od strony wody bił mocny chłód.
Oczy piekły mnie od dymu,
A w głowie kręciło się od nadmiaru alkoholu.
Powietrze wypełniał zaś słodki zapach marihuany.
Myślałam, że jestem jak ptak,
Tak wolna,
Tak wyzwolona.
Wprowadzono mnie do klatki, której drzwi sama zatrzasnęłam.
Klatki, której kraty widziałam tylko ja.
Im dłużej w niej tkwiłam, tym kraty robiły się mocniejsze,
A klatka mniejsza.
Nie potrafiłam odróżnić już dobra od zła.
Wracałam do domu i ocierając dłonią łzy,
Robiłam na ręce kolejną kreskę,
By zamaskować wciąż towarzyszący mi ból.
Krew mieszała się ze łzami i spływając powoli po policzku,
Opadała cicho na podłogę.
Budziłam się co rano z myślą,
Że nie chcę tak żyć.
Lecz szłam dalej,
Pozwalając, by rap w słuchawkach i dym z papierosa,
Nadawał tempa moim krokom.
Bo moje życie jest jak ptak,
Który przeciążony lotem spada,
Niszcząc wszystko co dotychczas osiągnął.