Hysio-35
W dwieście dwudziestym drugim dniu podróży przez Galaktykę Rozdrażnień kapitan Nemo K dostał hysia. Był to rodzaj łagodnego szału kosmicznego, efekt niezwykłej reakcji organizmu na zwykłe wydarzenie. Hysio był przypadłością niezaraźliwą, występującą dosyć często u osób odbywających długie podróże kosmiczne.
Zbliżała się godzina szósta rano. Wskazywał to zegar tablicy informacyjno-prognostycznej „Czas i pogoda”, nieprzerwanie aktualizowanej zgodnie z Międzynarodowym Regulaminem Podróży Kosmicznych.
Wszystko było tu supernowoczesne. Pojazd ciepłej jeszcze generacji Alfa i Omega reprezentował istne cudo zintegrowanych systemów techniki, biologii i medycyny.
W pomieszczeniach i na pokładzie unosił się zapach świeżego poranka w lesie eukaliptusowym. Oprócz wrażeń węchowych armator statku, prężna firma gabońska, specjalizująca się w podróżach międzyplanetarnych, oferowała załodze bezpłatny, bogaty pakiet rozrywek. Jedną z nich był dreszcz emocji związany z możliwością wypadnięcia za burtę przy silniejszych powiewach wiatru kosmicznego wywoływanego przez wybuchy gazów na słońcu oraz przelatujące w pobliżu wielkie obiekty kosmiczne. Była to pyszna zabawa. Przepadali za nią w szczególności młodzi marynarze, źle znoszący długie okresy podróży.
Gry i zabawy zawierające w sobie kontrolowany element ryzyka stanowiły ważny element zachęty dla marynarzy do szukania zatrudnienia w firmie Gabon Interplanetary Travels, Gabońskie Podróże Międzyplanetarne. O pracowników nie było łatwo. Z chwilą, kiedy rozpowszechniły się wyjazdy na saksy do Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, młodzi ludzie mniej chętnie zatrudniali się na statkach kosmicznych.
*****
W warunkach układu słonecznego hysio występuje najczęściej nocą około godziny 23.15, ale w Galaktyce Rozdrażnień panują zupełnie inne warunki. Przeważają tu silne prądy równoległego wzbudzania i hamowania aktywności organizmów żywych i nie ma podziału na dzień i noc. Czas dobowy liczony jest metodą przeskoków: redukcji - od godziny 24 do godziny 0, i wzrostu - od godziny 0 do godziny 24. Ta doba była dobą rosnącą.
Kapitan spokojnie podchodził do załogantów, którzy ustawili się na zbiórce w tradycyjnej gwiezdnej formacji, nagle podskoczył, podniósł obydwie ręce do góry i popędził w kierunku mostku sterowniczego. Tam czaił się chwileczkę, po czym zręcznie wdrapał się na pulpit nawigacyjny, skąd jednym susem przeskoczył na tablicę świateł ostrzegawczych i wydał
z siebie nieartykułowany dźwięk. Zaraz potem oznajmił donośnym głosem:
- Jestem kapitan Nemo K, niestrudzony badacz galaktyk i układów gwiezdnych.
Nie wyczerpało to jego repertuaru hysia, ponieważ chwilę później wykonał dziwny manewr. Obrócił statek rufą do przodu i, dokonując gwałtownego zwrotu przez lewy statecznik, przeleciał tuż, tuż koło najgorętszej w tym regionie gwiazdy, zwanej Julią Roberts. Spojrzał śmiało w jej duże i piękne oczy i na odległość ucałował jej obfite różane usta. Gwiazda emanowała tak niezwykłym blaskiem, że musiał przesłonić oczy daszkiem czapki kapitańskiej.
Załoga zbaraniała. Marynarze widzieli już różne rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie oglądali. Ale co mogli powiedzieć na niezwykłe zachowanie przełożonego? Na pokładzie statku kosmicznego Hysio-35 kapitan był pierwszy po Bogu. Gdyby ktoś miał wątpliwości co do jego uprawnień, to mógł to łatwo sprawdzić u źródła. Znajdowali się na wysokości dwóch lat, dwóch miesięcy i czternastu dni powyżej Ziemi. Niebo było widać jak na dłoni.
Niebo przestało być pojęciem religijnym, a stało się pojęciem naukowym, astronomicznym, od czasu, kiedy odkryto i oznaczono obszar kosmosu, gdzie koncentrowały się niewytłumaczalne siły energetyzujące wszechświat, wcześniej określane mianem Boga, Demiurga, Stwórcy lub podobnie. Bliski widok Nieba powodował, że niepotrzebne były parametry lokalizacji statku podawane na żądanie przez Biuro Namiarów Bliskości Nieba, słynne BNBN.