Gwiezdny pył ( z cyklu: Historyjki )
1.
Może jesteśmy z gwiezdnego pyłu. To by się nawet zgadzało. Ale coś się już stało. Coś niepojętego.
Moja stara suka, poskręcana reumatyzmem jamniczka, po szesnastu latach w końcu się strasznie, i szybko zestarzała. Przez kilka dni przygotowywała się, brzuch jej napęczniał, i obwisł, kark się wygiął, na karku błyszczały kręgi wyrzeźbione, napięte na suchą skórę. Wlokła się jak zraniony owad, przewracała na bok, dyszała, albo – nie oddychała. Dzień przed śmiercią, w nocy, kiedy spałem, no – może to była późna noc, bo nie spała przy mnie, nigdy, ale wtedy – przyczołgała się, wczołgała w moją pościel (spaliśmy na podłodze) do mojej twarzy, i tak leżała. A rano poczułem i obudziłem się, bo strasznie śmierdział jej oddech. Ale – nie przegoniłem jej, mruknąłem tylko: „Oj! Mila”, i przewróciłem się na drugi bok.
W tym dniu jeszcze żyła.
Na drugi dzień, rano, chciała się przyczołgać, i tak już została. Martwa. Mała poczwarka, z kupką przy odbycie, z językiem w bok, z otwartymi oczami, z brzuchem głucho obwisłym. Już było po niej.
Może jesteśmy z gwiezdnego pyłu. Ale coś się już stało. Coś niepojętnego.
2.
Dramatem moim, nie mojej jamniczki ( bo jakże?), jest to, że to ja będę opłakiwał już nie ją, ale kolejną sukę, może szczura, psa, kota? I że jej śmierć stanie się jedynie tłem. Nigdy dramatem. Wyleniałą narzutą na nieboskłonie.
Choć dzisiaj jeszcze jej uporczywe czołganie się do mnie, zadziwia mnie, i wzrusza.