Erotyk na cztery ręce prozą
iła przyjazd pociągu Magdy. Zastanawiał się czy ją rozpozna. - Zbyszku - głos tak znany z telefonicznej słuchawki spłynął na niego falą ciepła. - Magda - objął ją delikatnie. Czuł dziwne skrępowanie. Dyskretnie obserwował jej twarz, wprowadzając korekty do portretu powstałego w wyobraźni. - Jaki masz plan? - Spytała z uśmiechem. Z zakłopotaniem stwierdził - Właściwie nie mam żadnego. - Nie szkodzi - jej uśmiech był rozbrajający - Chodź siądźmy chwileczkę. W maleńkiej dworcowej kawiarence zwolnił się prawie stolik. Przy kawie w plastykowym kubku, kończył retuszowanie jej obrazu. Gdy spojrzenia się spotkały, poczuł gwałtowny uścisk w żołądku. Stada rozszalałych mrówek rozpełzły się po całym ciele. Wirtualna bariera topniała z każdą sekundą. Oto siedziała przed nim. Żywa i prawdziwa. Chcąc upewnić się, czy to nie sen, dotknął delikatnie jej dłoni. Następny tabun mrówek ruszył wzdłuż kręgosłupa. Zauważył seledynowo-różową aurę strzelającą z własnych palców. Nie mógł w to uwierzyć. Przecież pozamykał swoje kanały kilka lat temu, nie mogąc udźwignąć otaczającego bezmiaru cierpień. - Choć, pokaż mi dworzec - głos Magdy wyrwał go ze stanu fascynacji. - Dworzec? A co tu można oglądać - nie umiał ukryć zdziwienia. - Chcę zobaczyć i już - jej uśmiech był rozbrajający. Mijali powoli rzędy sklepików. - Byłam tu kiedyś. Chcę odświeżyć sobie pamięć - znowu ten uśmiech. Dla niego gotów był włóczyć się po holu bez końca. Postanowili znaleźć miejsce, gdzie mogliby spędzić pozostające im trzy godziny. Jeden z lokali przypadł im do gustu. Wpadli w objęcia wiklinowych foteli. Płomień maleńkiej świeczki wprowadzał zalążek intymności. Ponownie utonął w jej oczach. Spadał w nie bez końca. Odnajdywał obrazy już znane oraz te widziane po raz pierwszy. Magda młodniała z każdą chwilą, stając się nastoletnią Madzią. Spijał uśmiech z jej twarzy. Smakował go, delektował jego słodyczą. Ich dłonie znowu się spotkały. Delikatnie i czule gładził jej palce. Starał się przekazać tym dotykiem całe pokłady ciepła w nim zalegające. Całą miłość, czułość przelewając w jej dłonie. Słowa, które padały były tylko akompaniamentem. Główną melodię grały palce. Każde dotknięcie grało innym dźwiękiem. Wibrowało unisono niepowtarzalną improwizacją. Łagodnym pianissimo łaskotało opuszki. Koncert na cztery ręce bez słuchaczy. Fryderyku! Gdybyś mógł to usłyszeć! Lecz znalazł się krytyk, który przerwał to widowisko. Czas, nieubłagany cenzor dał znać o sobie wycinając ostatnie akordy. Zbyszka dławiło w gardle. Nigdy nie lubił pożegnań, lecz to było wyjątkowo bolesne. Nie pamiętał jak wrócił do domu. W myślach kadr po kadrze odtwarzał szczegóły spotkania. Po raz drugi, piąty, dziesiąty. Z niecierpliwością oczekiwał ukazania się ikonki Magdy w sieci. - Zbyszku! Masz niezwykły wzrok. Prześwietlał mnie jak promienie rentgena. Zrozumiałam też jedno. Ty kochasz wszystkich ludzi, którzy cierpią. Dajesz im siebie. To inny rodzaj miłości. Zastanowił się nad odpowiedzią. Po chwili palce zatańczyły po klawiaturze, kontynuując ten erotyk na cztery ręce prozą.