DZIKIE ANIOŁY cz.3
...
- W tej chwili jest na zwolnieniu, bo mu skrzynka z narzędziami spadła na nogę i połamała palce. Skrzydlewski przyjął go na twoje miejsce, bo brakowało nam mechanika. Ma złote ręce, dobrze go przeszkoliłeś.
- Zawsze był pasjonatem i do tego zdolnym. Nadal tu blisko mieszka razem z siostrą? - zapytałem ostrożnie, ale Marian usłyszawszy moje pytanie, uśmiechnął się krzywo.
- A co? Nadal jesteś zainteresowany tą laską ?
- Tak sobie pytam. – obruszyłem się nieszczerze.
Paweł roześmiał się, po czym wyjaśnił.
- Jego siostra gdzieś się wyprowadziła, chyba wyszła za mąż. Rafał zresztą też się ożenił, nawet dorobił się bliźniaków.
Sparaliżowało mnie. Patrzyłem to na jednego, to na drugiego wybałuszywszy bezmyślnie oczy. Ocknąłem się dopiero gdy poczułem gorący płyn spływający mi po palcach z przechylonego kubka.
- Co ci jest? - zainteresował się Paweł, przyglądając mi się zaniepokojony. Nie miałem chyba zbyt mądrej miny.
- Mówisz, że oboje są po ślubie. - powtórzyłem jakby do siebie, albo po to by się upewnić, że dobrze usłyszałem.
- No,chyba tak, bo wspominał coś o szwagrze. - przytaknął Marian – ale wiesz, że on nie lubi mówić o prywatnych sprawach.
- Tak – przytaknąłem bezmyślnie. Paliła mnie nagląca ochota, by roztrzaskać kubek o ścianę. Zamiast tego postawiłem go na stole tak gwałtownie, że kawa chlupnęła na blat, po czym się podniosłem.
- Przepraszam was, ale muszę się zbierać. - oznajmiłem zaskoczonym kolegom.
- Przecież dopiero co przyszedłeś. - zaoponował Marian
- Wiecie, żona Marka dzisiaj rodziła, byłem z nim w szpitalu i padnięty jestem. Dorobili się syna. Wpadnę do was w tygodniu, to pogadamy ale na razie muszę odespać. - wykręciłem się.
- Więc trzymamy cię za słowo – zgodził się Paweł, ale kiedy podawał mi na pożegnanie dłoń, spojrzałem mu w oczy i zrozumiałem, że on wie jakie demony zmuszają mnie do takiego pośpiechu.
Wybiegłem z warsztatu, wskoczyłem do samochodu i przejechawszy kilkadziesiąt metrów, zaparkowałem poza zasięgiem wzroku kolegów, po czym wysiadłem, cofnąłem się i wszedłem na klatkę schodową starej, jeszcze przedwojennej kamienicy. Schody pokonałem w rekordowym tempie, ale stojąc przed drzwiami zawahałem się. Trzykrotnie wyciągałem rękę by dotknąć dzwonka i trzykrotnie ją cofałem. „ Czy postępuję słusznie? - zastanawiałem się nerwowo – Co zrobię kiedy ją odnajdę? Co powiem? Co zrobię, jeśli okaże się, że cały czas myślę o kobiecie, która jest szczęśliwą mężatką, dawno o mnie zapomniała i że to, co było między nami nie miało dla niej żadnego znaczenia. Gryzłem wargi próbując przetłumaczyć sobie, że to wszystko nie ma sensu. Ta walka jednak z góry była skazana na niepowodzenie, więc gdy po raz kolejny sięgnąłem do dzwonka, rozterkotał się głośno i natarczywie. Chwilę stałem wsłuchując się w ciszę, po chwili dało się słyszeć ciche kwilenie niemowlęcia i szybkie kroki zbliżyły się do drzwi. Cicho szczęknął zamek. W progu stanęła młoda , pulchna kobieta, z kilkumiesięcznym dzieckiem na ręku. Twarz jej wydawała mi się znajoma i po krótkim wysiłku przypomniałem sobie, że widziałem ją już kiedyś z Rafałem i Niką.
- Słucham, pan do kogo? - w głosie kobiety dało się wyczuć zainteresowanie i życzliwość.
- Dzień dobry, jestem kolegą Rafała, nazywam się Terman, czy go zastałem?
- Oczywiście. Proszę niech pan wejdzie, Rafał jest w kuchni – uśmiechnęła się i gestem wskazawszy mi kierunek zniknęła w głębi mieszkania wraz z dzieckiem.
Rafał siedział przy stole nad gazetą, wyciągnąwszy przed siebie nogę opatrzoną w gips. Na mój widok uniósł się powoli.
- Ty tutaj? - jego głos brzmiał nutą zdziwienia.
- Przepraszam, że nachodzę cię tak bez uprzedzenia. Byłem w warsztacie i przy okazji postanowiłem Cię odwiedzić.
- Proszę, usiądź – zaprosił mnie do stołu.
- Nie widzieliśmy się tak długo – zacząłem …
Skinął głową, ale nie wyglądało na to, że jest w pełni przekonany co do moich intencji. Potwierdziły to jego następne słowa.
- Wybacz, że nie witam cię jak starego przyjaciela, ale jestem nieco zaskoczony twoją wizytą, a poza tym dzielą nas pewne sprawy z przeszłości.