Dr0wNHiLL 01 (tytuł roboczy) - wersja poprawiona
Chris nagle się zbudził. Obudziła go... cisza. I to nie taka zwykła
cisza. Była to głucha cisza, której Chris nigdy w swoim życiu nie
doświadczył. A jego dom nigdy nie był cichy. Zawsze ktoś hałasował. Byli
bracia, których senne, głębokie i spokojne oddechy brzmiały w nocy i
nad ranem, w kuchni za zamkniętymi drzwiami była krzątająca się matka. Z
dołu dobiegały odgłosy sąsiadów. Ale nie chodziło tylko o dom. Na
zewnątrz też było cicho. Mimo uchylonego okna nie było słychać szumu
przejeżdżających samochodów, kroków ludzi spieszących w swoje miejsca.
Chris nie słyszał dosłownie nic. Wstrzymał oddech i zaczął wsłuchiwać
się wyszukując najmniejszego choćby dźwięku. Minęły dwie minuty, ale
uszu Chrisa nie doszedł nawet najmniejszy dźwięk. Miał wrażenie że nawet
on sam nie wywołuje żadnego hałasu. Ale pewnie był to jedynie szok.
Serce zaczęło bić mu szybciej.
- Co się stało? – szepnął. To było
jedyne pytanie, jedyne w miarę sensowne zdanie jakie mu przyszło w tej
chwili do głowy. Jego szept w tej martwej ciszy wydawał się bardzo
głośny. Coś podobnego czuje się gdy jest się jedynym nie śpiącym w
śpiącym domu.
Chris zerwał się z łóżka by sprawdzić czy nad nim śpi
jego młodszy brat Timothy. Nikogo nie było. Pościel była gładka,
wydawała się nienaruszona. A jego brat gdzieś zniknął. Drugiego brata
też nie było i pościel na łóżku Davida była równie nienaruszona jak u
Timothego . Chris zauważył że wszystko jest pokryte kurzem jakby dom był
opuszczony od lat. A może dom jest opuszczony od lat, pomyślał. Może
zapadłem w jakąś śpiączkę? Ale nie wiedział jak to mogło być możliwe.
Nawet w śpiączce człowiek musi być jakoś utrzymywany przy życiu, prawda?
Stwierdził, że póki co nie będzie się nad tym zastanawiał. Bał się że
oszaleje.
Odsunął zasłony na swoim oknie i jego oczom ukazał się
przerażający i fascynujący widok. Lekko oślepiła go jasna szarość
panująca za oknem. To chyba mgła, pomyślał. Ale taka jakiej nigdy nie
widział. Cały świat był szary. Było tak jak myślał. Na ulicy nie było
żywej duszy. Miasto było tak samo opustoszałe jak ciche. Zdawało mu się,
że jest jedynym ocalałym z końca świata. I być może właśnie tak było.
(nie
myśl o tym)
Wyszedł z pokoju. Postanowił że sprawdzi, że to co
widział to nie jakaś szalona iluzja wywołana przez okno. Chciał się
upewnić czy świat jest rzeczywiście taki jaki zdaje się przez jego
wiecznie zasłonięte okno. Ale przed wyjściem chciał sprawdzić czy dom
jest rzeczywiście tak pusty jak mu się wydawało. Był. Może to jakaś
chora niespodzianka na moje urodziny, pomyślał. Jego rodzina miewała
często szalone pomysły. Ale to wszystko na zewnątrz. Ta cisza. Sami oni
nie mogli urządzić tego wszystkiego. Zresztą nikt z rodziny za nim
szczególnie nie przepadał, ani w odwrotną stronę. (nieważne)
Postanowił
że wyjdzie. Pomyślał że może być zimno na zewnątrz, przecież we mgle
zawsze jest zimno. Złapał za kurtkę, ubrał buty i wybiegł na zewnątrz.
Było zimno, tak jak myślał, a przecież był środek lata. Powietrze było
nieruchome i nawet gdy zaczął iść, jego grzywka zawsze opadająca na lewe
oko nie poruszyła się ani razu. Z jego ust wydobywały się rzadkie kłęby
pary. Przechadzał się po chodniku spokojnie rozglądając się na boki.
Wszystkie domy zdawały się puste. Przed niektórymi stały jeszcze
samochody wyglądające jakby były nieużywane od lat, ale Chris nawet nie
pomyślał o prowadzeniu żadnego z nich – w najmniejszym stopniu nie umiał
jeździć samochodami. Wszystko wyglądało jakby było martwe od lat. Nawet
drzewa były suche i bez liści. A przecież w lato wszystkie drzewa są
zielone. Był pewien że to lato. Nie mogło być inaczej.
Nie chciał
wchodzić obcym ludziom do domów, żeby sprawdzić czy ktoś tam jest.
Postanowił że pójdzie do najbliższego marketu. Tam musiał ktoś być. Może
ktoś czujący się podobnie do niego. Niemożliwe żeby został tutaj
całkowicie sam. Takie rzeczy dzieją się tylko w tych chorych grach i
filmach, które tak uwielbiał.
(wszystko jest martwe)
Wszedł do
marketu. Dokładnie, tak jak się obawiał i tu również nie było żywej
duszy. Ale poszuka dokładniej, może ktoś przerażony podobnie jak on,
chowa się za jakąś lodówką z produktami mięsnymi albo regałem ze
słodyczami. Obszedł całą halę sprzedaży ale nikogo nie znalazł.
-
Halo! Jest tu ktoś?! – krzyknął. Czuł się jakby grzeszył zakłócając tą
ciszę. Zachowuję się jak jeden z tych kretynów z horrorów, pomyślał.
Powinna brzmieć teraz mroczna i tajemnicza muzyka budująca nastrój
niepokoju i grozy. Ale niestety to nie był film. Wszystko było jak
najbardziej prawdziwe. I tym bardziej przerażające. Nikt mu nie
odpowiedział. Zdecydował że sprawdzi zaplecze. W normalnych warunkach
nigdy nie wszedłby tam, ale teraz po normalnych warunkach nie ma ani
śladu. Wszystko było nienormalne. Trafił do pomieszczenia, w którym
podłoga i wszystkie ściany były umazane we krwi. Serce zabiło mu
szybciej. To tylko rzeźnia, uspokoił siebie. I była to prawda. Na hakach
wisiało mięso, gotowe do obróbki na przyszły pokarm. Niestety teraz już
dawno przestało nadawać się do czegokolwiek oprócz pozbycia się.
Wszystkie kawały pokryte były białymi robaczkami, które wydawały
mlaskające odgłosy. Śmierdziało przeraźliwie. Chris myślał, że zaraz
zwymiotuje opuścił więc jak najszybciej to pomieszczenie
(twoja
kochana rzeź)
Gdy przekroczył próg przegniłego pomieszczenia, jego
głowę przeszył przenikliwy i ostry ból. Upadł na kolana, złapał się
obiema rękoma za głowę, krzyknął. Pojawiła się wizja. Nie wiedział skąd
takie rzeczy wzięły się w jego głowie. Czegoś tak okropnego nie widział w
najbardziej popieprzonych filmach ani w grach. Widział jakieś zwłoki,
tak bardzo zmasakrowane, że ledwo przypominały ludzi. Były na pół
upchnięte w szafie całej we krwi. Krew była wszędzie, było jej więcej
niż w rzeźni z której przed chwilą wyszedł.
(muszki składają
jajeczka)
- Odejdź! – krzyknął do wizji.
(bzyku bzyk)
Ból
trwał jeszcze przez chwilę ale w końcu ustąpił. Chris przycisnął czoło
do chłodnej podłogi, odpoczął chwilę, odsapnął i wstał. Nie chciał
wracać do wizji, którą przed chwilą zobaczył. Nawet jak dla niego
(schizola)
była
zbyt straszna . Skąd miał takie okropności w swojej głowie? Kontynuował
poszukiwania kogoś żywego, zwiedził cały sklep, ale nikogo nie znalazł.
Czuł się bardzo samotny, ale przypomniał sobie jak bardzo chciał być
sam gdy otaczali go bliscy. Nigdy nie mógł być sam gdy chciał. Teraz
chciał zobaczyć kogokolwiek, przekonać się, że nie jest totalnie sam w
tym miasteczku, które uważał za rodzinne. Chociażby kogoś kogo
nienawidził z całego serca, a przecież takich ludzi było wielu.
Nienawidził swojej rodziny i to w dodatku najbardziej spośród
wszystkich. To chyba dlatego, że zbyt często ich widywał. Od rana do
wieczora. Ale teraz gdy znikli miał małe wyrzuty sumienia. Cieszyło go
to tylko w pierwszej chwili. Dopóki nie dowiedział się, że całe
miasteczko jest opustoszałe. Swojego starszego brata bardzo lubił, ale
ostatnie co pamiętał z nim związane to ostra kłótnia. Prawie doszło do
bójki. Z mamą kłócił się przez cały czas i to jej nienawidził
najbardziej. Wiele osób potępiało go za to. Ale zawsze miał to gdzieś.
(nigdzie)
Dlaczego
tak bardzo jej nienawidził? Chyba za to, że próbowała nim rządzić i w
sumie miała nad nim władzę. A on nienawidził władzy. I co się z tym
wiązało ludzi uważających się za władców. Jego mama była władczynią domu
(dupy!)
A
przynajmniej tak o sobie mówiła. Przez tą swoją władzę napsuła mu wiele
krwi. Ciągle tylko czegoś wymagała. Łaziła w tą i drugą ciągle
marudząc. Momentami miał ochotę zabić. Ale teraz gdy to wszystko się
stało, zaczął się obawiać, że nigdy więcej nie spotka swojej rodziny i
nie będzie miał okazji do przeproszenia. A wtedy pewnie dręczyłyby go
pytania na które nigdy nie znajdzie odpowiedzi i wyrzuty sumienia. Małe
ale jednak.
(ty nie masz sumienia)
Przypomniał sobie o jednym z
kolegów. Rommie mieszkał kilka ulic dalej w domu jednorodzinnym.
Postanowił że sprawdzi jak u niego. Był podobny do Chrisa z charakteru,
może to sprawiło że też został w tym miasteczku kiedy nikogo innego nie
ma. Tak, zdecydowanie to bardzo możliwe. Miasteczko Drownhill było ich
domem. Ich światem. Odbywali razem podróże o jakich nie śniło się
największym szaleńcom. Byli dla siebie prawie jak bracia. To dzięki
Rommiemu poznał zespoły muzyczne, których słucha od kilku już lat.
Rommie pokazał mu większy świat gier i wpędził w jeszcze większy nałóg z
nim związany. Za co Chris był mu dozgonnie wdzięczny.
Wkrótce
znalazł się nieopodal domu starego kumpla, ale na widok który ukazał się
jego oczom stanął jak wryty.
(zgnite dziureczki)
Domu Rommiego
nie było. Ani wielkiego kawałka ulicy przy której stał. Zamiast tego co
niegdyś tam było ziała wielka dziura. Chris podszedł do krawędzi i
popatrzył w dół. Zdawało mu się, że dziura jest bez dna. Jakby
przebijała cały świat na wylot. Był w szoku i z początku nie potrafił
wydusić z siebie ani jednego słowa. Padł na kolana i zakrył twarz w
dłoniach. Jedna z osób, która mogła dać mu pocieszenie, również znikła
gdzieś bez śladu. A razem z nim jego dom.
(pociąg)
- To
niemożliwe – powiedział do siebie. Położył się na zimnym asfalcie
niedaleko dziury przebijającej świat na wylot, złapał się oburącz za
głowę i zaczął jęczeć. Był bliski szaleństwa.