Dokąd to...?
to głośniejszy szum aparatury z piwnicy zaczął wślizgiwać mi się do uszu. W pokojach zaroiło się od ludzi, niekiedy nieświadomych własnej obecności na świecie. W swojej wizji wstałem i zaglądałem do każdej sali. Poznawałem ich wszystkich. Czułem się, jakbym zaglądał im do kartotek. Widziałem numer pokoju i byłem w stanie opowiedzieć historię jego mieszkańca. Jednocześnie przypomniały mi się wszystkie sny, które śniłem będąc tu zamkniętym. Skrzypienie desek, po których stąpałem, wydało mi się słodkim hymnem zapomnienia. Wziąłem na ręce moje dziecko, serce zbudowane z lat goryczy i poniosłem je powoli w kierunku kotary. Do nozdrzy zaczęły docierać coraz to wyraźniejsze zapachy. Strach stał się tylko marnym blagierem, próbującym ostatkiem sił mnie wykurzyć. Pokonałem go. Stało się. Uchylam rąbek…
_________________