Do szuflady- na serio
jak to jest z tym życiem...ktoś mówi ci ,że jesteś świetna wspaniała i wogóle nic ci nie brakuje ,ale jednak nie jesteś dla niego!! to jak nie ty to kto? zaraz gdzieś tu miałam kieliszek białego wina...żartuje nie topie trosk w alkoholu. To bezsensu z tego sa jeszcze większe "troski"... nie ważne. Zresztą ja nie mam trosk z tego powodu, bo po co mieć troski z powodu faceta..
właśnie..przypomina mi się jak kolega z klasy poinformował mnie ,że lubi mnie nasz wspólny kolega. Siedzieliśmy na korytarzu w szkole i nagle mówi "wiesz Łukasz cię bardzo lubi, byłaby z was ładna para" Wow spoko. Odparłam a on... -"tylko prosze niewygdaj się przed nim ,zabije mnie jak się dowie. W tej chwili byłam w lekkim szoku, ok znamy się już trochę.Fakt dużo rozmawiamy ale ,że takie coś? nie powiem było mi miło. Ale jakoś po tej wieści nie umiałam z nim normalnie gadać i było niestety gorzej. Zaczełam go unikać. Aż pewnego dnia kiedy stałam przy ścianie szukając czegoś w torbie, poczułam popchnięcie mnie na ścianę i... tak... Łukasz...wiem ,że wiesz.. ,ale ,że co? kartkówka? jacie z matmy?....Nie!! to ,że cię lubie.. a tooo.!! yhym coś ktoś mówił ,ale dobrze nie słyszałam bo mnie tam w sumie...przy tym nie było.Tak ,że luzik...
Nie umiesz kłamać. Mateusz wygadał.... Nie znam gościa...Uwielbiam cię..Oj nie dobrze...Tak sądziłam wtedy, bo jak można coś czuć do kolegi? ,ale potem gdy widząc koleżankę Łukasza z jego klasy ,nową koleżankę... jak łasi się do niego już nawet nie klei... zrozumiałam, że owszem można badzo lubić swego kolegę. Demonstracyjnie odeszłam. I od razu dostałam sms od Mateusza "dlaczego odchodzę". a ja ,że mam klasówkę z matmy.Klasówki nie było i matmy też...co to był za przedmiot ? nie wiem...przez jakiś czas nie rozmawiałam z nim i czułam ,że mi tego brakuje. Ale tak serio. Rozumiał mnie i dobrze się czułam w jego towarzystwie.Rozmawialiśmy przez telefon godzinami do utraty darmowych minut to raz ,ale nie żadko do zaśnięcia. W końcu nastąpił przełom. Pewnego mroźnego dnia, widziałam w szkole jak Łukasz chodzi sam jakiś zwieszony ,więc od razu serce mi szybciej zabiło .... Napisałam do niego na matmie podczas kartkówki...nie będę przybliżać wam postaci matematyka bo chyba każdy dobrze wie jakie był...napisałam tak.."Łukasz, za pięć minut na dole..." matma oblana ,ale to nic. Tu działo się coś na miarę ratowania świata przed zagładą nuklearną .No dobra moją zagładą ,złamanego serca. Odpisał.."dobra"... Biegłam po schodach poprawiając włosy, gdzie ja miałam miętówki kurcze zostały w klasie...zaraz u góry jest sklepik, zmiana kierunku najpierw sklepik i tic taki a potem Łukasz... zobaczyłam go, siedział na ławce. A ja poprawiona i ze świeżym oddechem mogłam ratować świat przed erupcją wulkanu Usiadłam obok.." cześć"..cześć, jak matma?...oblałam...aha , wow poświęciłaś się dla mnie...troszeczkę ,dobrze , że jesteś dobry z matmy. Czyli korepetycje ,nie ma sprawy...a tak naprawdę po co mnie tu ściągnęłaś...wiesz i to jest zabawna historia ,uśmiejesz się ...bo ja chyba lubię ciebie bardziej niż wymaga się od koleżanki. I jeśli tego nie powiem nie wytrzymam. A i tic taki na darmo kupione. Czy ktoś ci mówił ,że jesteś szalona ? yyyy i tak i nie...... Chyba się domyślacie co było dalej...tic taki nie zmarnowane...i to było na serio