Dar od nieznajomego
– Dlaczego nazwałeś mnie Smoczą Damą?
– Wszystkiego się dowiesz, kiedy przyjdzie na to pora. Żegnaj, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – rzekł Filor, odwrócił się i ruszył w kierunku, z którego przyszedł. Po chwili zniknął w mroku.
Dziewczyna stała przez chwilę, patrząc w miejsce, w którym ostatni raz widziała Filora. W jej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. W rękach trzymała tobołek, który od niego dostała. Był bardzo ciężki, zawinięty w czarny materiał.
Ilyana odwróciła się i powoli ruszyła w kierunku pałacu. Idąc pomiędzy jabłoniami, wspominała wszystkie przygody, które przeżyła razem z Rukim i Naimadem. Świadomość, że znikną z jej życia na kilka miesięcy, może lat, albo nawet na zawsze była dla niej nie do zniesienia. Łzy znów napłynęły jej do oczu, kiedy mijała miejsce, w którym jej brat uczył się jeździć konno. Wtedy Ruki zażyczył sobie konia ojca, a biedny stajenny nie mógł mu odmówić, choć dobrze wiedział jakie będą konsekwencje. Efektem tego młody książę wylądował w Domu Uzdrawiania z połamanymi obiema rękami, a stajenny musiał przez dwa dni szukać konia w lesie. Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy, przypomniawszy sobie minę władcy.
Kiedy dotarła do dębowych wrót, po cichu minęła śpiących na warcie strażników i delikatnie je otworzyła. Ruszyła po marmurowych schodach do swojej komnaty. Portrety na ścianach zdawały się śledzić każdy jej krok, gwiazdy na suficie migotały lekko. W całym pałacu panowała cisza przesycona wielkim smutkiem i oczekiwaniem. Przez ogromne okna wlewał się blask trzech księżyców: srebrnej Crystalmir, czerwonego Tantala oraz niebieskiego Blendara. Elfka otworzyła drzwi na końcu długiego, pustego korytarza i weszła do swojej komnaty. Ostrożnie położyła zawiniątko na biurku i zapaliła kilka świec. Drżącymi rękami rozwinęła materiał. Jej oczom ukazało się coś, co wyglądało na sporych rozmiarów, błyszczący, zielonkawy kamień. Ilyana delikatnie go dotknęła, był gładki i śliski.
„Co to może być?” – pomyślała.
Wśród fałd materiału połyskiwało coś jeszcze. Elfka wyciągnęła rękę i podniosła piękny naszyjnik. Na szczerozłotym łańcuszku zaczepiony był niewielki, okrągły medalion, również złoty. Delikatne linie białego złota układały się na kształt smoka z otwartą paszczą i rozpostartymi skrzydłami, jego oko zrobione było z zielonego kryształu. Jak na tak maleńkie wszystko było wykonane idealnie, zachowywało swe proporcje. Z całą pewnością było to dzieło krasnoludzkich mistrzów. Błyszczenie medalionu było dziwnie uspokajające, dające nadzieję i otuchę.
Ilyana patrzyła na oba podarunki z ogromnym zdziwieniem. Do całej masy pytań, kłębiących się w jej głowie, dołączały kolejne. Wzór smoka wydawał jej się dziwnie znajomy, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie go widziała.
Nagle z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi.