Daleko do nieba. Rozdział 10.
Jej nagie ciało drżało z zimna i zdenerwowania. Dlaczego tak wierzyła w to, że chodzi o nią? Nie miała żadnej pewności, ale intuicja właśnie tak jej podpowiadała. Tak to wszystko by się zgadzało. Zakończenie tej chorej sytuacji miało być pozytywne? Miała wrócić do domu i zapomnieć o tym, że mogła być zakażona bakterią?
To ona umrze. Mówili właśnie o niej. Gdzieś w środku właśnie tak czuła.
Wstała i otworzyła kabinę prysznica. Sięgnęła po ubrania. Nałożyła je na siebie i stąpając gołymi stopami po podłodze podeszła do biurka. Oparła się na nie spoglądając przez okno.
-Dwa dni - powiedziała na głos.
Była w amoku. Nie wiedziała, co zrobić. Po prostu stała tak i wpatrywała się szeroko otwartymi oczami, myśląc o tych, których kochała, myśląc o życiu, którego nie ma.
Nagle zaczęła łkać. Podeszła bliżej ściany. Oparła się o nią plecami i zakryła twarz dłońmi. Wtedy z jej gardła zaczęły wydobywać się głosy wyrażające niezwykły ból. Łapała powietrze niczym ryba wyjęta z wody, zalewała się łzami i drżała na całym ciele.
Zanim doszła do siebie minęła godzina. Siedziała skulona przy biurku oparta o zimną ścianę.
Patrzyła się w jeden punkt na drzwiach, które od porannej wizyty pielęgniarki jeszcze się nie otworzyły. Może dali sobie już spokój? Skoro wiedzieli, że umrze, po co mieliby przeprowadzać jakąkolwiek kontrole?
W pewnej chwili ocknęła się, sięgnęła po zeszyt leżący na biurku i otworzyła go. Była już spokojniejsza, ale ręce wciąż jej nieco drżały.
Dzień II tygodnia II
Może nie tak miały wyglądać moje notatki, ale jakie to ma znaczenie? Czuje, że zapisywanie moich uczuć jest dla mnie najlepszym sposobem na uspokojenie i odstresowanie.
Moje życie nabrało dziwnego tempa, którego w żaden możliwy sposób nie ogarniam. Mam umrzeć? Mówili o mnie? Nie chce tego! Nie chce umierać i zostawiać tych, których kocham. Chcę wrócić do tamtego życia, gdzie wszystko było normalne… może nie najlepsze, bo przecież nie wszystko jest idealne, ale przynajmniej było dobrze. Wtedy także się bałam, chociażby o Nicholasa, który chorował, i cierpiał bez środków przeciwbólowych, na które czasami nie było nas stać. Już raz życie wywróciło mi się do góry nogami, teraz stało się to drugi raz, teraz jednak miałam spore nadzieje i pewne przekonanie, że to tylko chwilowe. Ale ktoś ma umrzeć… Słyszałam tę rozmowę i coś mi podpowiada, że mówili właśnie o mnie. Wszystko byłoby całkiem logiczne. Długie bolesne badania, zero informacji i zero odwiedzin dzisiejszego dnia. Może mój los jest już przesądzony? A może wmawiam sobie, że ma być źle i że jest źle? Może po prostu szukam dziury w całym? Może przetrwam ten tydzień, potem następny i wszystko wróci do normy? A może potrwa to nawet krócej? Dlaczego w głowie mam wciąż złe wizje przyszłych dni? Dlaczego dobre myśli są dla mnie wrogami? Nie wiem… Może oni mając z tym coś wspólnego, może to ich eksperymenty i badania działają na mnie tak negatywnie, a może jestem typową pesymistką i obieram najgorsze wyjścia, ale czuje się tak jakbym już nigdy miała nie być szczęśliwa. Tak jakby już nigdy miało nie być dobrze. To wszystko jest śmieszne…
Jeśli mam umrzeć mam nadzieje, że stanie się to szybko i nie będę cierpiała…