Cienie, cieni ogrom

Autor: santa
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

A. miała błyszczący nos. Była świeżo po kąpieli. Siedziała w szafie, starając się stłumić pisk podekscytowania szykujący się do skoku z jej krtani. J. wypiła ogromny kubek Zimowego Marzenia i musiała do toalety. Jej przyjaciółka siedząca obok zakrywała dłońmi usta, swoje i J.. Było już późno, a on miał coraz miej czasu. Obie wiedziały, że nigdy się nie spóźnia.

            Do szafy wpadała cienka strużka światła, przez szparę pomiędzy drzwiami. Nie było widać przez nią całego pokoju, ale sporą część tak. Co kilka sekund pokój opanowywała ciemność, ale po nich trzysta (kilka żaróweczek było oczywiście przepalonych) lampek choinkowych płonęło kolejno na zielono, czerwono i niebiesko. A. i J. nie rozumiały o co tyle krzyku z ciemnościami, o wiele gorsza jest przecież cisza. Cisza, której nie wolno załamać, w której trzeba oddychać, tak by nie zakłócić spokoju migotających lampek choinkowych. Przez nos, usta zatkane przez przyjaciółkę.

            Siedziały na swetrach. Zimą one były w szafie najważniejsze. J. była cięższa i bardziej mięła swój. Nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, tak jak z tego, że mama od dłuższego czasu skraca jej racje obiadu. Głównym składnikiem jej diety była czekolada, jeden z powodów siedzenia w ciemnej, jak sam powód, szafie.

            Wdech wydech, wdech wydech, myślała A. Wdech… ciszej… wydech, wdech… ciszej… wydech. Pomiędzy wydechami A. usiłowała przepchać się do szpary. Chciała widzieć go pierwsza. A choć po pokoju biegały cienie, on wciąż nie przychodził.

 

            *

 

            W szparze między szafy drzwiami zabłysło oko. Okrągłe, bałtyckiego koloru, otoczone wilgotnymi rzęsami oko dziecięce. Patrzyło ono na cienie przesuwające się po podłodze. Powoli pojawił się Pierwszy Cień: długi (za długi), cienki (za cienki), poruszał się szybko (za szybko) i żwawo (za żwawo). Dziecięce oko zamrugało a źrenica, czarny wir pośród fal bałtyckich, powiększyła się. Znów zamrugało, bijąc oklaski dla Drugiego Cienia, który w parze stał z Trzecim Cieniem, i ciągnął za sobą całą ławicę, stado, kotylion, milion, Ogrom wprost Cieni.

            J. odepchnęła A. od szparki, wyskoczyła z szafy, a razem z nią kilka swetrów, psu z gardła wyjętych. Teraz J. i A. stoją w pokoju, łapki wzdłuż ciała, nosy do sufitu zadarte. Nad nimi cienie, cienie, cienie. Nie tylko zwykłe, feerie szarości, ale całe spektrum, cały wyświetlacz iPhona na suficie dziewczęta mają.

 

            Lampki migoczą, a ryba pływa brzuchem do góry w akwarium i udaje, że nic się nie dzieje. J. siada na piętach, na pomiętych swetrach, odgryza głowę Mikołajowi Lindt z czekolady i gdy kark miękko chrupnął, główkę swą całą i zdrową w sufit zadziera. A. siada obok niej po turecku, policzek na ramieniu J. opiera.

            I wbiega S. szczeniak do pokoju, merda ogonkiem i wdrapuje się cudem na parapet, kolejno na podnóżek, fotel i stolik, kilka razy spadając z głuchym tąpnięciem. Szczeka S. szczeniak zaparowując szybę okienną i mażąc ją glutem psiego nosa. Czasem spogląda też z nadzieją w stronę A. i J., i choć jest tylko szczeniakiem odgadł tajemnicę i łebek w sufit wykręcił. Wystawił język szorstki, gorący, wilgotny… i schował… zapomniał o czymś… za oknem stoją ludzie, błyskają światłami, dziwnie pachną i tańczą… ach

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
santa
Użytkownik - santa

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-07-25 23:20:11