Cichy Pokój Hałasu
Gdy siedział w Cichym Pokoju Hałasu miłował Antychrysta; Szatana w
ludzkiej postaci. Wtedy świat zewnętrzny nie istniał dla niego. Nie
znał rodziny. Nie znał nikogo. W Cichym Pokoju Hałasu nie było dnia;
istniała tylko noc. Miejsce jak dla Wampira. rodziny nie kochał; nie
kochał też siebie. Ale czasem nie okazywał swej niechęci do nich; wtedy
myśleli, że kocha, że potrafi.
Kochał ludzi takich jak on i dążył do tego, by takim się stać. Nikt oprócz niego o tym nie wiedział.
Pewnego
dnia jego Matka pojechała z nim do Psychologa., gdyż zbyt wiele dni
spędził zamknięty w Cichym Pokoju Hałasu wpatrując się w ociekające
krwią obrazki, których nikt oprócz niego nie widział (nie wiedząc i nie
chcąc wiedzieć co dzieje się wokół niego). Mrok spowijał jego umysł;
dawno zatracona depresja widoczna była na jego wychudzonym i bladym
ciele.
Miejsce, w którym żył Psycholog pokochał od pierwszego
ujrzenia. Kochał ludzi, których tam widział, którzy uczynili to Miejsce
takim jakim było teraz gdy tu trafił. Ściany z góry na dół pokryte były
już dawno zakrzepłą krwią, czasem wymiocinami i szczynami. Tak samo
podłogi, na których oprócz tego znajdowały się wyniki ludzkiego
wydalania; w powietrzu zaś unosił się zapach szaleństwa. Kochał ludzi,
którzy leżeli w kątach korytarzy cicho śpiewając do siebie piosenki o
Szatanie. Kochał ludzi z palcami obdartymi do kości od prób zakopania
się żywcem w betonowej podłodze. Kochał ludzi tulących do siebie żywe
jeszcze zwierzęta, które obdarli ze skóry. Co jakiś czas uklękał przy
nich chcąc ich uścisnąć, ale jego matka odciągała go nie pozwalając mu
na to.
- Mamo! Pozwól mi ich przytulić! Jest tu tylu ludzi, których kocham! - krzyczał z płaczem waląc pięściami w swoją głowę.
- Uspokój się synku - mówiła do niego mama ze łzami w oczach ciągnąc go dalej. Tak bardzo żal było jej synka...
- NIENAWIDZĘ CIĘ MAMUSIU!!! - wrzeszczał na całe gardło, głosem pełnym rozpaczy, bólu i nienawiści.
Po
pełnej fascynacji i utrudnianej przez Mamę drodze przez Korytarz
Psychologa, dotarli na miejsce, do Pokoju Psychologa. Siedział tam,
jego znienawidzony bóg, uśmiechnięty i promieniujący dobrem. Lecz
chłopczyk wiedział, że usta jego wypełnione są Słodziutkimi Tabletkami,
którymi karmiła go Mamusia. Psycholog próbował coś do niego powiedzieć,
ale z jego ust zamiast słów wysypywały się obrzydliwe Słodziutkie
Tabletki. Stracił zainteresowanie bogiem tego Miejsca i rozejrzał się
po pomieszczeniu. Ujrzał wtedy kolejnego ukochanego człowieka. Jego
twarz zasłonięta była długimi, czarnymi włosami. Siedział z pochyloną
głową jakby smutny, zamyślony. Jednak chłopczyk wiedział, że owy
człowiek jest bardzo szczęśliwy, bo bardzo go kocha. Wszystko było
piękne... Lecz nagle jego nowy przyjaciel ugryzł się w palca jednej
ręki. Słychać było chrupnięcie kości, i chrzęst rozrywanej skóry, gdy
długowłosy człowiek jadł swoją rękę. Gdy mały chłopczyk to zobaczył
przepełniła go miłość tak wielka, że prawie popadł w Mroczną Euforię.
Jego ukochany podszedł do jego znienawidzonej Mamusi.
- Mamusiu! Spójrz! To mój nowy kochany przyjaciel! Chce zrobić ci dobroć!
Jego
Mamusia razem z Psychologiem próbowali coś do niego mówić, ale ponownie
z ich ust zamiast słów wydobywały się tylko Słodziutkie Tabletki.
Tymczasem kochany nieznajomy, a jednocześnie tak bardzo bliski
chłopczykowi człowiek wbił palce swej nie nadgryzionej ręki w oczy
Mamusi. Jej oczy wyszły z orbit z cmoknięciem i cieknącą krwią... Ich
właścicielka krzyczała na całe gardło wściekle plując tabletkami, a
Psycholog się nimi udławił. Mamusia ciągle coś próbowała mu powiedzieć.
Chyba chciała żeby przestał, ale nie mógł, Mamusia nic nie rozumie. Nie
wie jak wielkie ma szczęście. Chłopczyk patrząc na to wszystko czuł
wielkie spełnienie i radość.
- Mamusiu! Będę cię kochał jak tamtych! - krzyczał, uradowanym, piskliwym głosikiem.
W
tym samym czasie Ukochany rozdarł jej spodnie wbijając między nogi