Choroszcz
Komisarzem Dąbrowskim miotało wiele pytań i chciał sprawę jak najszybciej skończyć. Przesłuchał Gryszewskiego, ordynatora i pacjentów w szczególności Nowaka. Gryszewski zachowywał się dziwnie, ale Nowak również, a jeszcze ci cyganie z nimi nigdy nic nie wiadomo a więc kto, a może jeszcze ktoś inny. Gryszewski dzień po przesłuchaniu nie przyszedł do pracy, nie zadzwonił, a jak Dąbrowski zaczął go sprawdzać to okazało się, że w 1935 siedział za bójkę – zranił strażaka, bo ten ośmielił się nazwać brzydko jego narzeczoną Joannę – obecną żoną. Na punkcie jej honoru miał zawsze bzika. Dąbrowskiemu dało to do myśli. Po nitce do kłębka wykluczył Nowaka, bo on noża nie miał i zeznając zachowywał się swobodnie. Cyganie nie mieli dostępu na oddział, ordynatorem nie targały żadne emocje wobec Kopcia. Ordynator pochodził z Krakowa i nie miał żadnych kompleksów w stosunku do warszawiaka.
Dąbrowski postanowił przesłuchać Gryszewskiego jeszcze raz i przyjrzeć się jego żonie. Gryszewscy mieszkali tuż za murem szpitala. Otworzyła mu kobieta z papilotami na głowie i wyzywającym makijażem oraz zalotnym spojrzeniem. Nagle za jej plecami pojawił się Gryszewski – widać było, że nie spał w nocy. Właściwie nic nie pozostało poza aresztowanie. Gryszewski powtarzała, że to dla niej, bo tak ją kocham, ona jest całym moim życiem i że zawsze będzie bronił jej honoru. Gryszewska jakby nigdy nic powiedziała, że już i tak straciła już pół dnia, a tu musi zrobić paznokcie, bo umówiła się z przyjaciółką.
Dąbrowski pomyślał, jakie są kobiety ten tu zabił dla jej honoru, a ona – paznokcie. Do czego ten świat prowadzi. Wszystkiemu winni ci Niemcy – gdyby nie oni warszawiak by nigdy tu nie przyjechał i nie nadepnął Gryszewskiemu na jego czuły punkt i żyłby do tej pory, a swoją drogą Gryszewski sam ma nie po kolei w głowie – zrobił to dla baby marnując sobie życie, a ta nic.