być żołnierzem perlistego uśmiechu
zeszłość splata się z teraźniejszością). Nie zachorowała na schizofrenię, w ostateczności zamieszkała w kamienicy dziadków. Pamięta, kiedy babcia wypiekała placek drożdżowy w niedzielę, zapach rozchodził się po korytarzach. Dziadek, żeby utrzymać rodzinę dużo pracował, sądził się z ojcem i matką o wyższe alimenty. Dziadkowie wysłali ją na studia. Postawiła na psychoterapię i wygrała. Otworzyła gabinet i przyjmowała zmęczonych problemami ludzi. Jedna z jej koleżanek powiedziała: - Jak się człowiek napatrzy na tych ludzi (czytaj: idiotów) to się cieszy, że ma takie życie, jakie ma. Patrzy w odbicie, wypoczęta twarz z delikatnym rumieńcem i szklistym okiem, bujne włosy spływają po ramionach, lśniące zdrowe włosy, jadą do pracy. Za chwilę włoży biały kitel. Szpital mieści się w niewielkim budynku, sam oddział psychiatryczno – internistyczny na parterze, pomalowany na jasnoniebieski kolor, działa odpychająco. Ściany popękane broczą, wystającymi spod starego tynku cegłami, lamperia opasuje całość i sprawia, że świat wiruje.