Bar "Zacisze"

Autor: kiel13
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

No niech tam, zapłacę.

Wyjąłem stówkę i położyłem na zachlapanym blacie. Uśmiechnęła się i szybko schowała do malutkiej torebeczki.

- Ja tu miesiąc. Studentka ja z kijewskiego instituta. Historju ja budu uczit. Raditjeli na wsi; u nas ciężko w damoj. Brat, sjestra, jej djeti. Ciężko. – westchnęła. Wzrok jej zmętniał, a głos stał się ciepły. Wyszła na chwilę z roli przydrożnej kurwy.

Ze stojącego na parapecie charkota usłyszałem Luisa Armstronga i jego „Wonderfull live”. Wziąłem ją za rękę.

- Chodź – pociągnąłem stanowczo. Spojrzała  lekko zdziwiona.

- Już?

- Chodź - szarpnąłem mocniej. – Zatańczymy.

Spojrzała nierozumiejącym wzrokiem, ale już byliśmy na kawałku wolnej przestrzeni. Miejscowa Saskia patrzyła na mnie jak na wariata. Tańczyliśmy, nie bardzo w rytm, kołyszącej melodii. Zachrypnięty głos wokalisty przepływał przez moją pamięć. Z Martą tańczyłem ten kawałek lata świetlne temu, na imprezie w akademiku. Potem jeszcze wiele razy już z Martą S., jako żoną. A teraz pewnie tańczy go z jakimś nadzianym palantem, szepcząc mu do ucha, jak bardzo lubi to nagranie. Durny ten świat!

   Początkowo dziewczyna była strasznie spięta. Gładziłem ją po nagim ramieniu, opuszkiem krążąc po bliźnie po szczepionce przeciw ospie. Zaczęła mięknąć i coraz bardziej przywierać całym ciałem. Uśmiechnęła się lekko, kiedy wyczuła wybrzuszenie w moich spodniach.

- Poczekaj – odskoczyła na chwilę i energicznie zrzuciła ohydne, fioletowe szpilki. – Nogą bolą. Cały djeń.

Malutka bez nich była. Głową sięgała mi do podbródka. Wcisnąłem nos w jej włosy. Pachniały świeżością, wiatrem. Tak jak włosy Marty. Dopadło mnie niepatrzenie.

   Głośnik zamilkł. Przez chwilę jeszcze się kręciliśmy. Otworzyłem oczy i spojrzałem na jej twarz. Ona wciąż miała zamknięte powieki, a chrapki zadartego noska drżały szybko, ze świstem wciągając powietrze. Zaciągnąłem ją z lekka nieprzytomną do stolika. Wyjąłem z tylnej kieszeni portfel i drżącymi rękami rzuciłem wszystkie banknoty. Odwróciłem się i prawie pobiegłem do samochodu.

Kiedy mijałem bar stała w drzwiach.

- Jak ci na imię? – zapytałem, uchylając szybę. Patrzyła na mnie z wyrzutem tymi pięknymi oczami.

- Mówią na mjenia, Saskja. - Wspominałem już, że durny jest ten świat?!

Odjechałem z piskiem opon. Znając swoje palanciarstwo, gotowy byłem zakochać się w przydrożnej kurwie.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
kiel13
Użytkownik - kiel13

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-03-20 20:30:39