Avril Folle. Część I.

Autor: Pinkie
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Tym razem wizyta ta wypadała właśnie drugiego kwietnia, w dzień po urodzinach, które spędziłam w fotelu ojca, czytając jego badania nad nieśmiertelnymi. Oczywiście, nie mógł ich przeprowadzać na sobie. Nasze przekleństwo kiedyś się kończyło, czarownice umierały, choć nasza średnia długość życia była dwukrotnie większa, niż ludzka. Żyłyśmy koło stu pięćdziesięciu lat, a nasze starzenie się mogło się zatrzymać między siedemnastym a pięćdziesiątym szóstym rokiem życia. Nie wiem czemu akurat tak, ale przynajmniej nie rozpadałyśmy się pod koniec życia i do śmierci byłyśmy w pełni sprawne fizycznie.

W dniu urodzin nie lubiłam towarzystwa, skończywszy czytać poszłam więc na molo i usiadłam na jego końcu, najgłębiej w ocean, jak się dało. Położyłam się na plecach i podłożyłam ręce pod głowę, zamykając oczy. Wsłuchiwałam się w szum fal, rozbijających się na wietrze, krzyki mew, latających nad moją głową i dwa bliskie mi głosy, które powracały do mnie tylko w tym dniu i w tym miejscu. Na co dzień nie pozwalałam sobie rozpamiętywać przeszłości. Ale przywracało to spokój duszy i rokrocznie, od dziesięciu lat, prezentowałam sobie kilka godzin sam na sam z tym, co było i już nie wróci.

Przypomniałam sobie dzień, w którym zginęli. Odtwarzałam go sekunda po sekundzie, minuta po minucie, zwracając uwagę na każdy najdrobniejszy szczegół, szukając zapowiedzi tego zła, która musiała być, a którą przegapiłam. W swoje urodziny pozwalałam sobie widzieć wszystko, jakbym była zwykłym człowiekiem. W ten jeden dzień nie umiałam korzystać z magii. W rocznicę śmierci należało zmarłych traktować z honorem, nawet jeśli tego się nie chce, bo są twoje urodziny. A ja chciałam. Kiedy żyli, nie byłam dla nich dzieckiem idealnym, na które zasługiwali. Miałam swoje wybryki i psikusy. A odeszli, gdy jeszcze nie minął mój gniew po ostatniej kłótni.

    Mamusiu, Tatusiu…

            Wybaczcie.

            Pamiętam zielone spojrzenie matki i niebieskie ojca. Oba wyrażały bezgraniczną miłość. A patrzyli tak na mnie. Nawet, gdy się z nimi kłóciłam i ‘strzelałam fochy’, nawet wtedy. Spokojnie tłumaczyli mi wszystko, czego najwidoczniej nie rozumiałam, a potem wracali do zabawy w zakochanych nastolatków. Nie potrafili oderwać od siebie oczu, ciągle rozmawiali, śmiali się, wypełniali dom sobą, ucząc mnie tego samego. Wszystkie panny Folle wychowywały się w rodzinach formatu 2+1, więc można to uznać za umiejętność niezbędną do przetrwania. Zawsze mieliśmy siebie, ufaliśmy sobie i nikomu innemu, bo tajemnica musiała być dotrzymana, doesn’t matter what.

            Pamiętam jak brali we władania kuchnię. Wchodzili do niej razem, tato patrzył na mamę, mama na tatę, i kierowali się każde w swoją stronę. Mama szła po składniki a tato – garnki, mikser, sztućce. Podział obowiązków był naturalny i niewymuszony. Kiedy już podrosłam, zaczęłam im pomagać. Nigdy nie naciskali, chcieli żebym robiła wszystko z własnej, niewymuszonej woli. Zadziałało. Mam nadzieję, że wyrosłam na kogoś takiego, jak oni. Byli moimi aniołami.

Dokąd odchodzą upadłe anioły?
Po prostu nie wiem 
Dokąd odchodzą upadłe anioły? 
One wciąż upadają

 

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Pinkie
Użytkownik - Pinkie

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2012-08-17 15:50:17