ALFEUSZ- Akwen
Jej miednica uniesiona nieco wyżej niż reszta ciała, bezwładnie wyciągnięta rozdzierała się nade mną. Zaciągnięte palce u stóp poruszały się w rytm porannego szumu drzew. Długie, białe włosy próbowały uciec- rozpływały się, każdy w inną stronę i pchały przed siebie, powoli… melodyjnie. Lekko zawiał wiatr. Włoski na jej ciele nagle się podniosły, były wręcz niezauważalne. Jej usta się rozwarły- poczuła. Złapałem ją za dłoń, którą zataczała niewielkie koła. Zawsze lubiła to robić, przenikałem przez jej palce, złapałem za nadgarstek. Była naga. Obnażona leżąc tak, schowała błękitne oczy za powiekami. Ale to nie był zwykły błękit- przesycał mnie swym jasnym promieniem. Paraliżował, chociaż nie powinien- jak dobrze, że miała zamknięte oczy… Na ciemnym tle wyglądała nieziemsko, idealnie. Jako jedyna przychodziła tutaj o tej porze, ale zawsze też odchodziła po trzech minutach. Była słaba, nie wytrzymywała.
Przeszył ją chłód, przez sekundę- wciągała brzuch ukazując żebra. Zadrżałem. Tak bardzo chciałem ją jedynie dla siebie, tak bardzo chciałem ją wciągnąć w swe czeluści. Złapać za rękę i kazać zejść niżej. Patrzeć jak jej ciało chyboce, jak próbuje wziąć wdech. Jak nieustannie otwiera buzię, by zaczerpnąć powietrza. I zamykać jej oczy, za każdym razem, kiedy postanowi obrzucić mnie swym niewinnym spojrzeniem przesyconym niewiedzą. Marzyłem o tym, by poniewierać nią kiedy zechcę, by móc patrzeć na jej dziewicze, gołe ciało i starać się złapać jej delikatne włosy. Marzyłem o jej śmierci. Bo dusza przesiąknięta była bezradnością. Chciałem ją uratować od tegoż rankoru… i patrzeć z podnieceniem jak bezsilnie opada na dno! Ale kiedy po raz wtórny próbowałem ją naciągnąć, by wytrzymała jeszcze chwilę, by nie poddawała się tak szybko- odeszła…
Rozluźniła palce u stóp, pozwoliła by miednica opadła, uniosła głowę, a jej białe włosy przykleiły się do jej mokrego, bladego ciała. Otwarła oczy, wzięła wdech, zamknęła usta. Spojrzała na niebo- minął wschód słońca; na drzewa pokryte śniegiem… i odpłynęła. Mackami przy brzegu delikatnie musnąłem jej kostkę, na pożegnanie… które okazało się ostatnim pożegnaniem. Już nigdy nie wróciła. A ja? Pozostałem tym ciemnym tłem i kurwa! Tkwię tu do dziś.