Zabiłam Cię
Zabiłam Cię swą bezsilnością, głupotą. Pozbawiłam życia mimo, że go nie zaznałeś. Nie dałam nawet zasmakować Ci pierwszego oddechu. Nie miałeś szansy poczuć dotyku słońca na Twojej twarzy, zapachu wiosny, choinki w Wigilię, czy wilgotnego, jesiennego lasu. Nie znałeś nawet dotyku matki. Swej wyrodnej, bezdusznej, zimnej macochy, która nie zasługiwała na Ciebie.
Codziennie widzę Twoje malutkie rączki, słyszę płacz. Tak bardzo chciałabym otrzeć Twoje łzy, przytulić Cię. Na świecie jest tyle cudownych rzeczy. Tak bardzo pragnę odpowiadać na Twoje pytania, wyjaśniać Ci ciekawostki, tłumaczyć dlaczego i po co. Chciałabym zobaczyć Cię odświętnie ubranego pierwszego dnia w szkole, a potem jako maturzystę. Wspólnie z Tobą przeżywać sukcesy i porażki. Prowadzić Cię przez życie.
Nie dałam sobie takiej szansy.
Wiem, ze byłeś chłopcem. Czułam to, ale nie myślałam o tym leżąc z rozchylonymi kolanami na fotelu, gdy lekarz rozrzynał mnie od środka.
Nie będzie pierwszych słów, nauki jazdy na rowerze, pierwszej miłości.
Pozostał jedynie ból i nienawiść do samej siebie.
Jak mogłam?