15IV06
broń na biórko. Odpowiedziałem krótko. – Przestań brać to gówno. – Myślał, że będzie cwany. Odpowiedział. – No bo co? – Wyglądał żałośnie. Połowę głowy ogolił gładko, z drugiej połowy spływały włosy do barku. Niezdrowa cera, rzucający się w oczy kolczyk w brwi. Pod luźnym ubraniem zarysowywała się wyraźna linia mięśni. – Bo mózg stanie ci kołkiem. Już przestajesz łapać o co biega. Poza tym nic nie muszę ci dawać. – Na to nie mógł odpowiedzieć wcześniejszym tonem. Przyjąłem go kiedyś do pomocy w domu. Miał się zajmować głupotami, na która ja nigdy nie miałem czasu. Pójść po zakupy, coś przynieść, zanieść. Rozbestwił się jednak, odkąd zadaje się z podejrzanym towarzystwem nie robi nic, co leżało w zakresie jego obowiązków. Został przez zasiedzenie. Ale i tym się w końcu zajmę. Chwilowo miałem na głowie dużo większy problem. – Wychodzę. Założę się że nie skołowałeś paliwa, tak jak cię o to prosiłem? – Oczywiście nie odpowiedział. Dobrze że zostało jeszcze sporo po ostatnim rajdzie. Wskoczyłem na zawieszoną nisko nad podłogą deskę. Zafalowała, buntując się na tai ciężar. Zszedłem na chwilę, zamocowałem wszystkie bajery na ich miejscach, moją niunię schowałem do kabury. Założyłem na głowę noktowizor, poprawiłem słuchawkę i mikrofon. Wystartowałem lekko, przyzwyczajony doskonale do staruszka. Deska miała swoje lata. Przywiązywałem się do takich rzeczy.