Gdzieś za horyzontem rzęził świat w konwulsjach szalonego przyśpieszenia cywilizacyjnego, a ja wstawałem i kładłem się, jadłem i wydalałem, harowałem i spałem bez snów, patrzyłem na niebo, drzewa, na rzekę i nic nie rozumiałem. I nie przeżywałem raptownych lęków przed nicością,nie żałowałem minionych dni, nie pragnąłem szybkiej śmierci, nie tęskniłem do świętej wieczności.
Gdzieś za horyzontem rzęził świat w konwulsjach szalonego przyśpieszenia cywilizacyjnego, a ja wstawałem i kładłem się, jadłem i wydalałem, harowałem i spałem bez snów, patrzyłem na niebo, drzewa, na rzekę i nic nie rozumiałem. I nie przeżywałem raptownych lęków przed nicością,nie żałowałem minionych dni, nie pragnąłem szybkiej śmierci, nie tęskniłem do świętej wieczności.