Pełznąłem pośród upojnych chaszczy aż do rogatek płosząc chrabąszcze i głupawe salamandry. Tym sposobem omijalismy okropne westchnienia nad pięknem przyrody, powodujące ziewanie i te ciągnące się jak chewingum wzruszenia. Wiatrak Oliviera stał. A w okół?! Nie wierzyłem oczom. Czyżby w ulizane wierzby, migotliwe kiczowate palmy i te wyperfumowane wrzosowiska po których skaczą oklepane króliki wtargnęła wreszcie aestetyczna szarość?... Betonnn! słowo, które odbija się bezdennym nonsensem.
Pełznąłem pośród upojnych chaszczy aż do rogatek płosząc chrabąszcze i głupawe salamandry. Tym sposobem omijalismy okropne westchnienia nad pięknem przyrody, powodujące ziewanie i te ciągnące się jak chewingum wzruszenia. Wiatrak Oliviera stał. A w okół?! Nie wierzyłem oczom. Czyżby w ulizane wierzby, migotliwe kiczowate palmy i te wyperfumowane wrzosowiska po których skaczą oklepane króliki wtargnęła wreszcie aestetyczna szarość?... Betonnn! słowo, które odbija się bezdennym nonsensem.