Budzę się. Szaro-buro. Wpół do piątej. Nie ma go. A przecież dawno już powinien być. Zawsze wraca. Dzwonię - Jeden sygnał, drugi, trzeci. Cisza. Owijam się kołdrą i wychodzę na balkon zapalić. Nie mogę już zasnąć, z boku na bok się przekręcam, próbuję na plecach, na brzuchu, z jaśkiem, bez jaśka. Lampka nocna. Czytam. Papieros. Jeden, drugi. W łóżku. Pościel będzie śmierdziała. Leżę. Wpół do szóstej. Duszno. Siku. Prysznic. Zegarek. Szósta.
Budzę się. Szaro-buro. Wpół do piątej. Nie ma go. A przecież dawno już powinien być. Zawsze wraca. Dzwonię - Jeden sygnał, drugi, trzeci. Cisza. Owijam się kołdrą i wychodzę na balkon zapalić. Nie mogę już zasnąć, z boku na bok się przekręcam, próbuję na plecach, na brzuchu, z jaśkiem, bez jaśka. Lampka nocna. Czytam. Papieros. Jeden, drugi. W łóżku. Pościel będzie śmierdziała. Leżę. Wpół do szóstej. Duszno. Siku. Prysznic. Zegarek. Szósta.