Żółwie morskie. Te najpotężniejsze musiały chyba ważyć sto albo i sto pięćdziesiąt kilo. Zataczały pętle, kolebały się i fruwały w złocistozielonej, mulistej wodzie, w koszmarnym zbiorniczku, nie większym niż mój pokój. Wzbijały się, nurkowały i zakręcały w oszklonym oceanie z odzysku, machając płetwami jak skrzydłami. Ich oczy nic nie mówiły, tysięcy podmorskich mil nie sposób było wypowiedzieć.
Żółwie morskie. Te najpotężniejsze musiały chyba ważyć sto albo i sto pięćdziesiąt kilo. Zataczały pętle, kolebały się i fruwały w złocistozielonej, mulistej wodzie, w koszmarnym zbiorniczku, nie większym niż mój pokój. Wzbijały się, nurkowały i zakręcały w oszklonym oceanie z odzysku, machając płetwami jak skrzydłami. Ich oczy nic nie mówiły, tysięcy podmorskich mil nie sposób było wypowiedzieć.