Wybory prezydenckie 2012 roku było początkiem zachodu słońca w Ameryce. Nie tylko dlatego, że wybory wygrał etatysta wielkiego budżetu, ale także, czy może nawet przede wszystkim dlatego, że kandydat republikanów - zarówno swoimi słowami, jak i dokonaniami - stanowił dowód na to, że w Ameryce nie ma już partii konserwatywnej, a w każdym razie takiej partii, która chce i potrafi bronić zdrowego pieniądza, wolnego rynku i odpowiedzialności fiskalnej.
Wybory prezydenckie 2012 roku było początkiem zachodu słońca w Ameryce. Nie tylko dlatego, że wybory wygrał etatysta wielkiego budżetu, ale także, czy może nawet przede wszystkim dlatego, że kandydat republikanów - zarówno swoimi słowami, jak i dokonaniami - stanowił dowód na to, że w Ameryce nie ma już partii konserwatywnej, a w każdym razie takiej partii, która chce i potrafi bronić zdrowego pieniądza, wolnego rynku i odpowiedzialności fiskalnej.