O prze³omie pa¼dziernikowym mówi Konwicki jako o czasie, kiedy to ,,ockn±³ siê z zach³ystu", ale przemiany przyj±³ z rezerw± (,,spada³em na dno z aparatczikami i grzesznikami"), nie by³ bowiem ,,obra¿onym paniczem" (jak Tyrmand?) ani kim¶ gotowym do stadnej odmiany. Powoli dochodzi³ do siebie. I kiedy dzi¶ rozwa¿a problem metamorfoz, nag³ych ol¶nieñ i konwersji, to widzi w tym problem ³atwo¶ci nazywania. To kapitalne spostrze¿enie. Bo naj³atwiej i najg³o¶niej zawsze przeistaczaj± siê osobnicy, którzy maj± predyspozycje do odwraca
O prze³omie pa¼dziernikowym mówi Konwicki jako o czasie, kiedy to ,,ockn±³ siê z zach³ystu", ale przemiany przyj±³ z rezerw± (,,spada³em na dno z aparatczikami i grzesznikami"), nie by³ bowiem ,,obra¿onym paniczem" (jak Tyrmand?) ani kim¶ gotowym do stadnej odmiany. Powoli dochodzi³ do siebie. I kiedy dzi¶ rozwa¿a problem metamorfoz, nag³ych ol¶nieñ i konwersji, to widzi w tym problem ³atwo¶ci nazywania. To kapitalne spostrze¿enie. Bo naj³atwiej i najg³o¶niej zawsze przeistaczaj± siê osobnicy, którzy maj± predyspozycje do odwraca