Przybierała tyle różnych postaci, patrzyła cudzymi oczami, że nie mogła mieć pewności, czy to na prawdę jej własna twarz, ta, którą dostała przy narodzinach? Skąd mogła wiedzieć, że po każdym powrocie nie zachodziła w niej jakaś drobna zmiana, tak że powoli przestawała być sobą? Czy w ogóle miało znaczenie to, jak wygląda? Czy jej twarz była tylko maską, nieistotną dla jej prawdziwego ja?
Przybierała tyle różnych postaci, patrzyła cudzymi oczami, że nie mogła mieć pewności, czy to na prawdę jej własna twarz, ta, którą dostała przy narodzinach? Skąd mogła wiedzieć, że po każdym powrocie nie zachodziła w niej jakaś drobna zmiana, tak że powoli przestawała być sobą? Czy w ogóle miało znaczenie to, jak wygląda? Czy jej twarz była tylko maską, nieistotną dla jej prawdziwego ja?