Czuł, że wciąż błądzi w ciemności: wybrał drogę, ale wciąż oglądał się za siebie, zastanawiając się, czy nie odczytał źle znaków, czy nie powinien pójść inną drogą.
Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga stawienie czoła przyjaciołom.
Natomiast pani Dursley była drobną blondynką i miała szyję dwukrotnie dłuższą od normalnej, co bardzo jej pomagało w życiu, ponieważ większość dnia spędzała na podglądaniu sąsiadów.
Zerwał się na nogi. Był tak wściekły, że w izbie zrobiło się gęsto. Dursleyowie wcisnęli się w ściany.
– Chcecie mi powiedzieć – ryknął na nich – że ten chłopiec… ten chłopiec!… NIC nie wie?
Harry uznał, że olbrzym posunął się trochę za daleko. Ostatecznie chodził do szkoły i wcale nie miał najgorszych stopni.
- Och… moje s-słodziutkie Dudziątko… - [Petunia] zatkała w jego potężną pierś - m-moje dobre s- serduszko… tak ś-ślicznie dziękuje…
- Przecież on wcale nie podziękował! - oburzyła się Hestia. - Powiedział tylko, że Harry nie jest nikim!
- Tak, ale w ustach Dudleya znaczy to tyle samo, co „kocham cię” - powiedział Harry, w którym irytacja walczyła z ochotą wybuchnięcia śmiechem, jako że ciotka Petunia nadal ściskała Dudleya tak, jakby przed chwilą wyniósł na plecach Harry’ego z płonącego budynku.
– Hej, Hagridzie, co u ciebie słychać?
– Od dawna się zbierałem, żeby do ciebie coś skrobnąć. Jak tam Norbert?
– Norbert? – Charlie parsknął śmiechem. – Ten norweski kolczasty? Teraz jest Norbertą.
– Cholibka… to Norbert jest dziewczynką?
– Ano tak…
– A po czym to poznajecie? – zapytała Hermiona.
– Samice są o wiele bardziej złośliwe.
Ależ oczywiście to dzieje się w twojej głowie, Harry, tylko skąd, u licha, wniosek, że wobec tego nie dzieje się to naprawdę?
Ale w końcu zrozumiał, co Dumbledore próbował mu powiedzieć. Chodziło o różnicę między daniem się zaciągnąć na arenę, by stoczyć na niej śmiertelny bój, a wkroczeniem na tę arenę z podniesioną głową. Niektórzy być może powiedzieliby, że to niezbyt wielka różnica, ale Dumbledore wiedział — a teraz wiem i ja, pomyślał Harry z nagłym poczuciem dumy, i wiedzieli to moi rodzice — że to największa różnica pod słońcem.
– Panno Granger, czy zamierza pani w przyszłości zająć się poważnie prawem czarodziejów? – zapytał Scrimgeour. – Nie, nie zamierzam. Mam nadzieję zrobić coś dobrego dla świata!
– (…) Czas, byś nauczył się trochę szacunku dla starszych! – Raczej czas, by pan na szacunek zasłużył.
Zawsze mówiłem, że jest trochę pomylony. Wielki czarodziej i tak dalej, ale lekko szurnięty.
Jeszcze jeden Weasley? Mnożycie się jak gnomy.
Chłopiec, Który Przeżył pozostaje symbolem wszystkiego, o co wałczymy: triumfu dobra nad złem, potęgi niewinności, wytrwania w oporze.
– Tacy młodzi – powiedział w końcu – a z tak wieloma toczą bój.
Czuł, że wciąż błądzi w ciemności: wybrał drogę, ale wciąż oglądał się za siebie, zastanawiając się, czy nie odczytał źle znaków, czy nie powinien pójść inną drogą.
Książka: Harry Potter i Insygnia Śmierci