Patrzyło na mnie kolosalne, szare oko nieba, przymglone lekko słońce zebrało w sobie jak w soczewce bezkresne, milczące przestrzenie ze wszystkich punktów kompasu - cały korowód bladych wzgórz, kończący się tuż u moich stóp.
Patrzyło na mnie kolosalne, szare oko nieba, przymglone lekko słońce zebrało w sobie jak w soczewce bezkresne, milczące przestrzenie ze wszystkich punktów kompasu - cały korowód bladych wzgórz, kończący się tuż u moich stóp.