Wracałem do domu pustymi uliczkami stanicy: czerwona pełnia księżyca, niby łuna pożaru, zaczynała ukazywać się spoza zębatego horyzontu domów; gwiazdy jaśniały spokojnie na ciemnoniebieskim stropie i śmiesznym mi się wydało, gdy sobie przypomniałem, że byli ongiś ludzie głęboko mądrzy, którzy myśleli, iż ciała niebieskie biorą udział w naszych mizernych sporach o kawałek ziemi lub o jakieś wymyślone prawa. No i cóż? Te pochodnie zapalone, w ich mniemaniu, tylko po to, żeby oświecać ich bitwy i triumfy, płoną z tym samym blask
Wracałem do domu pustymi uliczkami stanicy: czerwona pełnia księżyca, niby łuna pożaru, zaczynała ukazywać się spoza zębatego horyzontu domów; gwiazdy jaśniały spokojnie na ciemnoniebieskim stropie i śmiesznym mi się wydało, gdy sobie przypomniałem, że byli ongiś ludzie głęboko mądrzy, którzy myśleli, iż ciała niebieskie biorą udział w naszych mizernych sporach o kawałek ziemi lub o jakieś wymyślone prawa. No i cóż? Te pochodnie zapalone, w ich mniemaniu, tylko po to, żeby oświecać ich bitwy i triumfy, płoną z tym samym blask