Pozostawiam za sobą biały, mętny wart; blade wody, jeszcze bledsze oblicza, gdziekolwiek popłynę. Zazdrosne bałwany wzdymają się z boków, by szlak mój pochłonąć; niech tam -- ale pierwej przejdę. -- Tam, u wiecznie pełnych krawędzi pucharu, ciepłe fale rumienią się jak wino. Złociste czoło pogrąża się w błękicie. Ten nurek -- słońce, z wolna zanurzający się od czasu południa, teraz idzie na dno, a dusza moja w górę się wznosi! Nuży ją nieskończona wyniosłość. Czyliżby korona, którą noszę; za ciężką mi była, owa Żelazna Korona Lomb
Pozostawiam za sobą biały, mętny wart; blade wody, jeszcze bledsze oblicza, gdziekolwiek popłynę. Zazdrosne bałwany wzdymają się z boków, by szlak mój pochłonąć; niech tam -- ale pierwej przejdę. -- Tam, u wiecznie pełnych krawędzi pucharu, ciepłe fale rumienią się jak wino. Złociste czoło pogrąża się w błękicie. Ten nurek -- słońce, z wolna zanurzający się od czasu południa, teraz idzie na dno, a dusza moja w górę się wznosi! Nuży ją nieskończona wyniosłość. Czyliżby korona, którą noszę; za ciężką mi była, owa Żelazna Korona Lomb