* (taki byłeś...) z cyklu DRZWI BEZ KLAMEK - wiersz
taki byłeś okrutny jak Szekspir i jak dziecko obłąkany w szpitalu psychiatrycznym dorosłości mieliśmy tam swoje pokoje biało czarne ściany dni i nocy kontrolowany dopływ powietrza przez kontrolowanie uchylane okno pamiętam twoją bladą twarz beznamiętne oczy których źrenice jak groty strzał kiedyś zatruły moją niewinność dziewczęcość i wieczorne monotonne bzyczenie żarówki a potem twój krzyk łamiący jak sekator kruche gałęzie mojej stabilności wibrujący w zamkniętych drzwiach których nie mam za co złapać wrzask schwytanego zwierzęcia w czasie nocnej eskapady, ucieczki z tego miejsca stąd nie ma ucieczki o czym mówi twoja przezroczysta twarz dryfująca w zmarszczkach korytarzy ciało stanowcze jak gumowy materac zniewolone pamięcią elektrowstrząsów konsekwencji niezdolne już by wykonać jakikolwiek własnego autorstwa gest czasem widzę cię przez dziurkę od klucza którego nie mam czasem mijamy się bezbarwni nie rozpoznając (?) dawnej emocjonalności czasem spotkamy się w sali telewizyjnej posiedzimy chwilę nie razem – obok oglądając jakiś nieważny serial i wrócimy do innych pustych pomieszczeń ze swoimi lekarstwami nabrzmiałymi żalem myślami ty to ja i zarazem ktoś inny… popatrz, skończyliśmy tak samo bezpłciowe dramaty w szpitalu psychiatrycznym naszej dorosłości i nikt z nas już nie ma siły być autorem czyjejś sceny tacy byliśmy piękni kiedy malowałeś mnie krwią jak Szekspir swoje kobiety tacy byliśmy żywi kiedy mogliśmy się ranić oskarżać kochać zabijać dotykać czuć
Dodany: 2007-07-26 20:18:18
Dodany: 2007-07-26 02:45:20