Staruszka - wiersz
W letni gorący dzień
Siadaliśmy na ławce
Gdzie był chłodu cień
Przy zielonej trawce
Naprzeciw ławki - dom
I okno małe było
Ostatni życia zapisany tom
Coś się wtedy skończyło
Na ławce harce trwały do woli
Każdy z nas wesół był
I głupstwem się zadowoli
I ciszy mur rozniesie w pył
Wtedy do okna wyszła
Starsza pani o cerze ziemistej
Spojrzeniem do nas przyszła
Starsza pani o cerze cienistej
I krzyknął ktoś: "Panienka z okienka"
Usłyszałem śmiechu ryk
Zabrzmiała wyśmiewcza piosenka
Młodzieńczej głupoty wybryk
Wszyscy się wtedy śmiali
Lecz ja w ciszy milczałem
Dlaczego na nią nie zerkali?
Ja tylko na nią spoglądałem
Nie było mi do śmiechu
Bo widziałem w niej smutek
Na twarzy jej nie było uśmiechu
Widziałem tylko ludzką pokutę
Przeszyła mnie swym spojrzeniem
Dała mi jakiś znak
Milcząc mówiła życia pragnieniem
Odrzuciłem ten znak, czyż tak?
Gdy weszła do domu
Głośne śmiechy ucichły
Zrobiła co komu?
Wszystkie jej marzenia prysły
Nazajutrz usłyszałem nowinę
Starsza pani odeszła
Boga obrała gościnę
Po swej życia ścieżce już przeszła
Do dzisiaj gdy zamykam oczy
Obraz jej mam przed sobą
Teraz gdy moje życie się toczy
Pamiętam! że spojrzenia wymieniłem z tą osobą
I nie zapomnę ich nigdy
Bo chcę pamiętać!
Obojętności chłód
Nie odciśnie na mnie piętna!
Od autora: Jeden z moich starych wierszy, oparty na autentycznych wydarzeniach.