Sen o Szetejniach. - wiersz
Od dłuższego czasu męczył mnie pewien koszmar
śnił mi się człowiek powieszony na drzewie
pośród krajobrazu wiejskiej sielanki
i tylko jedna nazwa sioła w głowie kołacze:
Szetejnie - obca i nieznana zagroda
Na drzewie wisiał pan wójt
strażnik prawa i porządku
żona uciekła mu w świat
razem ze swoją kochanką
dwie niewolnice pożądania
nabrzmiałych wargi i ust
złodziej wyciąga zmarłemu
sakwę z kieszeni
(da w mordę, jak kto poskarży)
Wokół strupiałego ciała
wije się srebrzysta żmija
jakby pocieszyć zdradzonego chciała
syczy:
"będę z Tobą już zawsze"
"urodzę Ci dzieci"
"czekałam na Ciebie całe życie"
"nigdy Cię nie opuszczę"
"urodzę Cię na nowo"
zatruwa jadem swych kłamstw
pośmiertny grymas bólu
ludzie narodzeni światu na pośmiewisko
plują pestkami śliwki prosto w trupa
urywa się lina, opada kurtyna
Nasuwa się morał
O żałosnym świecie, który umiłował sobie :
dewiantów, złodziei, kryminalistów
a który nie ma mi nic do zaoferowania
powieszonym.
Przestałem wierszyć, w Waszą cywilizację śmierci.