Przywilej - wiersz
Czyż to przywilej wiosny
że mnie nachodzi ciągle,
dręczy jak teściowa
i siedem dni się ciągnie.
Bolą mnie wszystkie członki
ku mojej pani złości,
w żołądku coś bulgocze
i zbiera się na mdłości.
Jak po wypitej wódce
dolega strasznie głowa,
nie kac to jest barowy
lecz jakaś żołądkowa.
Powiedział mi mój lekarz
nie mogę dać zwolnienia,
bo kryzys jest światowy
jest mnóstwo do zrobienia.
Sam siedzi pochlipuje
i nos w rękaw wyciera,
nie lekarz lecz konował
niech weźmie go cholera.
Chusteczki wciąż pod ręką
leje się z nosa ciurkiem,
a ja zamiast w łóżeczku
kuruję się za biurkiem.
Dopiero zaczną szukać
szczepionki na wirusa,
a jak ją już odkryją
to pójdzie do lamusa.
Bo jak co roku wiosną
przychodzi ciągle nowa,
w rodzajach swych przeróżna,
hiszpańska, kurza, jelitowa.