Poranek z lustrem - wiersz
Unoszę dłoń i wszystkie upiory
wstrzymują oddech. Na tę chwilę
jestem ich skrzydlatą
nadzieją.
Opadają na mnie okruchy lustra
i karuzela światła jeszcze raz
przesiąka przez ciało.
Mój gest jest tylko nieśmiałą obroną
przed koszmarnym odbiciem.
Ale już światła umykają, wsiąkają w ciało
i już kolejny wszechświat
nonszalancko zawłaszcza sobie
krew,
pozostawiając mnie zastygłego jak woskowa pieczęć
na sądowych aktach.
Najpopularniejsze wiersze
Inne wiersze tego autora
Video Player is loading.