* * może bałtyk * - wiersz
pośród drzew w zielonym kobiercu
z głową w przeźroczystym błękicie
ścieżką wijącą się średniowiecznie
podążam w letni upragniony czas
do zachwytu niezmiennego
nieba morza plaży w sosnowym kadrze
biało w zamkniętych oczach
gwizd świst szszszszum
dźwięk mowy ptaszorów
mew? rybitw? kormoranów?
tirli pirli pioii tiuii ijoo
kaj kaj yraaii yraaii iyyr
skóra pręży się do skoku
ciepło chłodnym naładowana
słone dzień dobry na ustach
nieokiełznanego niebieskoszarego
rześka zielonożółta toń
między palcami i w każdej szczelinie
sypki język stworu rozkołysanego
złocistobiałe drobiny
niczym perły zrodzone
zielonym muszlami drewnem i śmieciem
przyozdobione
pielgrzymi bursztynu
bracia mniejsi w obstawie
koloryt spotkań z nim powiększają
pierwotnych
egzystencjalnych
metafizycznych
ulga i odlot
dziś morze ciągle morze
jak morświn potrzebuję
żeby być teraz być tutaj być
nic nie uronić tylko łowić
bez opamiętania wrażenia doznania
horyzont przycina zbyt duże chmury
wypuszcza białe barany stadami
przybiegają nieustannie spienione
kołyszę się w nim kołyszę się z nim
w zapatrzeniu we śnie w drodze
pośród drzew na ścieżce znajomej
poza kadrem znużony zaspokojony
przywitam cię ponownie
zachwycony jak zwykle
kiedyś
zaszumiony zasolony owiany
jeszcze mokry w łopocie ręcznika
a już pożegnany tak niespodzianie
… tylko piasek wszędzie …
****************************