Intymny pamiętnik nastolatki 34 (wersja wydana) - wiersz
Zafundowałam wszystkim wesoły poranek.
Wstałam, gdy towarzystwo jeszcze rozespane,
nie chciałam się mordować zbyt trudnym wyzwaniem –
jajecznica na boczku – prościutkie śniadanie.
Zrobiłam raban w domu, z miną wesolutką
łyżką waląc w pokrywkę wojskową pobudkę.
Niczym wiatr do pokoju i tonę w poduszkach,
przygniatam pieszczotliwie mojego kwiatuszka,
oczkiem czarując, kołdrę rezolutnie zdzieram.
Czyżby się dzisiaj wstydził? – Migiem się ubiera.
Chichoczę, że oglądam mięśni gabaryty,
by poznać świat mężczyzny nad ranem odkryty.
Przy stole wyjątkowo dostałam pochwałę,
tato chciał rozweselić towarzystwo całe,
radośnie opowiadał: – Popadłem w niełaski,
uciekają mi z łóżka ukochane laski.
Trochę zimno samemu – do chłopaka mruga.
– Jednej się już znudziłem, za kimś wzdycha druga.
Patrząc w naszym kierunku, śmieje się wymownie.
Włosy mam w jajecznicy, na policzkach ogień.
– Wy nawet na ulicy głowy odwracacie –
żeby przewracać oczy – odgryzłam się tacie.
Kątem oka chcę sprawdzić, czy chłopak zmieszany,
on powtarza za ojcem: – Bez końca wzdychamy.
Trącam go. – Nie tak głośno, a najlepiej zamilcz,
bo możesz się udławić tymi wzdychaniami.
Mama skarciła wzrokiem, bo jestem porywcza,
sama się połapałam i szepnęłam: – Wybacz.
Muszę mu wyrządzoną krzywdę wynagrodzić,
sprawiłam wielką przykrość, a przecież mi drogi,
kiedyś się domagałam demonstracji uczuć,
zbyt szybko zapominam i ranię bez trudu.
Pokornie wysłuchałam: – Znasz trochę córeczkę,
niby jest już dojrzała, bywa jednak dzieckiem.
Sprawdziłam, patrząc w oczy, czy nie zaszły żalem.
Łatwiej powiedzieć w kuchni, ciągnę robić kawę.
Pomyśleć bardzo łatwo, trudniej błąd swój wyznać,
udowodnił mi jedno – prawdziwy mężczyzna.
Domyślił się i szepnął: – Lepiej nic nie mówmy.
Z mojej twarzy wyczytał – smutek trudno ukryć,
pozostało jedynie chwycić go w ramiona,
po niedospanej nocy ciut oszołomiona
sama szukałam wsparcia w objęciach chłopaka,
trochę przybita zajściem, chciałam się wypłakać,
lecz on nawet pomarzyć o tym nie pozwolił,
musiałam trzymać fason, rozbrajał mnie Oli.
Nie dawał mi ochłonąć, znalazł moje usta,
musiał mieć noc podobną, całując – nie puszczał.
Bezwolnie się oddałam nagłej uczuć burzy,
garnęłam go ku sobie, by trwał jak najdłużej
pocałunek tęsknoty i moich przeprosin,
drżałam ciągle o jedno, że będzie się złościł.
On pierwszy musiał przerwać tę falę uścisków,
przecież w kuchni jesteśmy, a nie na ognisku.
Ja byłam zagubiona, trochę bez pamięci
i po koszmarnej nocy w głowie mi zakręcił.
Kiedy on robił kawę, wracałam do siebie.
Mama nas zlustrowała głębokim wejrzeniem,
zawsze niczym w zwierciadle czyta z mojej twarzy,
nie potrafimy ukryć kuchennych wydarzeń.
Chłopak jak meteoryt ma lśniące spojrzenie,
wypisany karminem zachwyt z podnieceniem,
w dodatku szklistym wzrokiem szuka mnie przy stole,
na oczach się oddaję potulnie w niewolę,
jak ze snu mnie zbudziło wesołe: – Młodzieży,
dziś w ramach rekreacji posprzątać należy.
cdn.