GDY SŁYSZĘ.... - wiersz
Gdy słyszę w radiu i w telewizji
mówiących z dziwną intonacją
zdaniową, która
odstaje od obowiązującej normy
- cierpnie mi skóra.
Skąd ten zaśpiew na końcu
zdania oznajmującego?
Owszem, charakterystyczny jest
dla pewnych regionów wielkopolskiego
dialektu,
ale - żeby w przekazach ogólnopolskich
śmiał zyskać obywatelstwa prawo?
To już przesada!
Ulituj się Warszawo!
PAN - ie
- skróć te praktyki.
Okropna jest też tendencja
do przesuwania akcentu
na przedostatnią sylabę
w słowach, które tej normie
nie podlegają.
O te „-tyki” się potykają
dziennikarze, uczniowie,
sprawozdawcy sportowi
i gadacze w reklamach…
Polityka – polityką się staje,
gramatyka- w gramatykę się zmienia,
praktyka – o praktyce baje.
I tak dalej, i tak dalej…
„Tę” z „tą” się plącze.
-Polecam tą książkę- mówi pani
redaktor. Nikt ją za to
nie zgani.
Najwyższy czas panowie , panie
- nie tylko dziennikarze-
ale i politycy,
wziąć się za naukę gramatyki
i dykcji,
by nie błaźnić się
językową nieudolnością.
Chcąc być sprawiedliwą,
chylę czoło przed tymi,
którzy posiedli umiejętność
posługiwania się piękną
polszczyzną.
Nie stękają
i nie „- tą-kają”,
i o „-tyki”- się
nie potykają.