Florysta - wiersz
Roztaczam dłonie jak na spotkanie.
Chodzę po kwietnej łące sam.
Nie ma już nikogo, nic się nie stanie.
Tylko czerwień mówi, że trwam.
Na głowę lunął ze szkarłatu deszcz.
Wydeptuję po cichu drogę po trawie.
Bije we mnie wiatr, ten zimny dreszcz.
Tylko chłód łuska, jak w praskiej bramie.
Nie tańcz, nie mów mi chmurami.
Nie kryj się w łoskocie drzew.
Nie brzęcz w deszczu aniołów głosami.
Nie chroń w dłoni mój rzew.
W smugach cię widzę, w uśmiechu co dnia.
Jesteś w każdej rzeczy, świat dzielony na dwa.
Umierasz w tę godzinę, choć znów twa lutnia,
Zgrywa akord nierozłączny, ala Wars i Sawa.
Nie mogę chodzić ulicami, wszystko tobą.
W witrynie cię widzę, w odbiciu trwasz śpiewem.
Twe oczy bławatami, zieloną różą.
Różewiczem, Hemingwayem, Bursą, Lemem.
Płatki kolorów połączyłem w bukiety.
Dałem wszystko, jakbyś to była ty.
Powoli rozdzierałem swą duszę na strzępy.
Oddając ci części, co poszły na straty.
Powoli płowieje twój obraz.
Umierasz powoli.
Wraz z tobą część mnie.
W snach pełnych soli.
Dodany: 2017-08-20 18:10:11
Dodany: 2016-12-25 19:25:16