Dogma - wiersz
symfonia miłości i nienawiści
cienie co nocą w nieznane suną
czarne róże pod moje stopy rzucają
królowa przeklętych w deszczu skąpana
jak pokusa oczekuje mnie bezwstydnie
niczym anioł grzechu
co z piekieł zatracenia powrócił
to jeden z tych dobrych dni by umrzeć
z pociskiem zwątpienia w duszy
bo wciąż pamiętam jej łzy
widziałem ją tak blisko
żyłem jej nieprzemijającym bólem
gdy póżniej w ciemnościach bluźnierczo się śmiała
czarna wdowa i siostra bólu
na zawsze w swej niecności uwięźiona
ślepe masy ku zgubie powiodła
i że już zawsze będzie wracała wiem
imperium niegodziwości wysłannica
co na nocy skrzydłach i na mnie zstąpiła
tak...
trudno być prawdziwym, trudniej tylko być sobą
marsz głupców w jutrzni blaskach