Czerń zawsze wraca - wiersz
Duch skrojon na miarę mar jak kościey,
To druch idący jedną z dróg ku mnie.
Chcę wiać co tchu, choć mchu mięśnie dzierżę.
Też uciec od spięć łatwo nie lubię.
Stoję w pozie bożyszcza na mrozie,
Serca, co tka linię brudne od tarcia,
Po ziemi, bo wole jak mi krwawia,
Dusza paśna jak tusza w złygrunt.
Myślitok jak krok w złe arkana,
Szepcę, że wzrok niczym ściana.
Oderwać nie mogę, i mówi głos,
Że pierwy cios, jest jak nad ranem kos.
Stoję pod cięźarem paraliżu,
Ze spiżu i krzykiem jak w negliżu.
Obnaża mnie z braku sił i chceń.
Więc gnę stopami łąkę roniąc łzę.
Uderzeń para parzy me oczy.
Krew leję się, obleję łąk stadia.
Wadia na pamięć, by potem bez łkań.
Stworzyłem potwora, którym ja sam.
Zadając świstu strzał ostatni,
Nuże ile hen zła jeszcze zsadziłem.
Ile dni i nocy trwa ten koszmar,
Iż czuję ból dziurujący ciar-y.