Zielone oczy
Ada włączyła mp4 i dziarsko ruszyła ulicą. Był 14 luty, dzień którego nienawidziła.
Wszystkie te modnisie kleiły się do chłopaków. A chłopacy do nich. Dziewczyny wyznawały chłopcom miłość, albo na odwrót. Wszyscy tryskali szczęściem i radością z powodu święta Walentego. Wszyscy oprócz niej.
Zbierało jej się na wymioty patrząc jak dwoje zakochanych szeptali sobie coś do uszki, całowali, czy trzymali za ręce.
Zamierzała jak najszybciej znaleźć się w domu, przykryć kocem i zapomnieć o tej całej, głupiej miłości.
Tak zamyślona, poślizgnęła się na lodzie. Nieszczęsna runęła prosto na chodnik.
Oszołomiona, leżała na chodniku i patrzyła przed siebie. Ludzie mijali ją nie proponując pomocy. Dzieci cicho się śmiały.
Nagle ktoś stanął przed Adą. Obcy podał jej rękę. Dziewczyna złapała ją i mrucząc coś pod nosem wstała.
-Dziękuje- burknęła.
-Nie ma za co- nieznajomy miał miły głos.
Ada zerknęła na chłopaka. Brunet , mniej więcej w jej wieku. Jej wzrok zatrzymał się na jego oczach. Zielone. Piękne.
Chłopak znacząco odchrząknął. Ada cichutko westchnęła. Nie puszczając jej ręki, brunet spytał.
-Chciałabyś.. pójść ze mną... do kina?- jego twarz przykrył rumieniec.
-Z chęcią- odparła cichutko.
"To dziwne, ale chyba polubię walentynki.."-Pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie.