Trzeci świat
Za każdym razem to jest wyprawa w nieznane. Chociaż, stale jeżdżę do tego miasta od dwóch lat, przynajmniej 2 razy w miesiącu. W każdym mieście jest taka dzielnica, taki trzeci świat, w którym zaczyna się, albo kończy inna rzeczywistość.
W tym mieście też jest podobnie, dla mnie to dokładnie trzeci świat, chociaż być może nie wiem co to znaczy. Ale tak to czuję. Zupełne slamsy, widokowe, panoramiczne hałdy, usypiska węgla i w tym wszystkim wystające kikuty uschniętych drzew.
A jednak w tym świecie mieszkają ludzie.
W środę przyjechałam sporządzić wywiad w moim trzecim wymiarze. Budunki przedstawiają się tutaj dziwnie, architektura nieco o charakterze budynków gospodarczych. Za każdym razem szukam numeru mieszkania, bo np. okazuje się, że budynek składa się z 3 małych budynków i brakuje numerów mieszkania. numery mieszkań to swoista loteria i muszę w nią wejść, żeby sporządzić wywiad z rodziną na zlecenie Sądu, albo aresztu śledczego.
Otworzył mi drzwi młody człowiek - 20 - to letni, o buzi umorusanej jak dziecko. Zresztą cały był brudny, czarne ręce, czarna twarz, brudny sweter. Widocznie przed chwilą wrócił z pracy. Bo przecież zbieranie węgla, czy też kradzież to dla nich praca.
Weszłam do mieszkania, a tam powiało chłodem. Brak ogrzewania wyrażnie odczuwalny, ściany brudne i nie widać koloru jakim je kiedyś, w latach dawnej świetności pomalowano. Kuchnia, a potem pokój - zupełnie pusty bez mebli - chyba poszły na opał. Na dwa pokoje jest 1 piec.
To wszystko wystarczy dla tych mieszkańców. Wystarczy, żeby pić. Jak każdy w tej dzielnicy. Wlaściwie to już mnie nie dziwi - mieszkała tam kobieta, która miała 3 mężów, a z każdym z nich kilkoro dzieci. Mężów - to i tak wyczyn. Przeważnie są konkubenci, ale co to za różnica. Spisałam nazwiska dzieci i