Śniadanie
Marynarz ostatkiem sił trzymał się deski. Fale co rusz unosiły go do góry to opuszczały w dół. Był sam na bezkresnym oceanie. Nic nie zostało po jego kutrze. Wszystko pochłonęła woda. Nie wiadomo jakim zrządzeniem losu ocaleli on i tan kawałek drewna. Czuł ,że to są już jego ostatnie chwile. Pogodził się z losem. Wszystko stawało mu się coraz bardziej obojętne. W zimnej wodzie powoli gasła wszelka nadzieja. Co jakiś czas tracił świadomość. Gdy po raz koleiny otworzył oczy ujrzał siedzącego na desce ptaka. Była to biała mewa. Przekrzywiała głowę jakby na coś czekała. Marynarz zaczął przyglądać się ptakowi, a ten z kolei co chwila otwierał dziób jakby prosząc o jedzenie. Też coś – pomyślał marynarz – ja tu umiera a to ptaszysko chce jeść. Po chwili jednak przypomniał sobie ,że w kieszeni kombinezonu ma śniadanie. Codziennie rano żona przygotowywała mu je przed wyjściem. Często zapominał zabrać je ze sobą co mu zwykła wypominać. Bierz. Nie zapomnij może cię kiedyś uratuje. Nie umrzesz z głodu – żartowała. Marynarz uśmiechnął się - he,he umrzeć z głodu też coś jak już to chyba z zimna. Trochę czasu zajęło mu wyciągnięcie zgrabiałymi rękoma mokrej od wody kromki. Trzymając się jedna ręką deski przy pomocy drugiej i podbródka udało mu się ją rozwinąć z papieru. Mewa wyraźnie się tym zainteresowała. Podniosła skrzydła i zaczęła skrzeczeć. Marynarz obejrzał zawiniątko. Było przemoczone słoną wodą i raczej nie nadawało się do jedzenia. Dam jej -pomyślał – może odleci i da mi spokój. Przesunął kanapkę w kierunku ptaka. Mewa przyglądała się przez chwilę. Po czym ostrożnie zaczęła się przybliżać . Podskoczyła do przodu, schwyciła w łapki i ciężko wzbiła się w powietrze. Widać było wyraźnie ,że namoczony chleb bardzo jej ciąży. Przez moment kołysała się w powietrzu próbując wzbić się wyżej, lecz po chwili zrezygnowała. Zmęczona wylądowała ,ale jakoś dziwnie jakby ...stanęła na wodzie. Marynarz przyjrzał się jej dokładniej. Co u licha wygląda jakby się przechadzała z tym chlebem – pomyślał- może ona na czymś stoi. Nadzieja ponownie pojawiła się w jego sercu. Ostatkiem sił skierował się w jej stronę. Z tej odległości nic nie wdział ,ale w miarę jak podpływał bliżej, zaczął dostrzegać że ptak po czymś stąpa. To coś jest duże i prawie całkowicie zanurzone w wodzie i dlatego nie mogłem dostrzec- pomyślał. Gdy był już blisko serce zabiło mu mocniej. Rozpoznał znajome kształty .Wiedział co ma zrobić. Dotknął małego ukrytego guziczka. Rozległ się syk powietrza. Przedmiot zaczął w oczach puchnąć nabierając kształtów. Nagle wyskoczył jak korek z szampana zamieniając się w dmuchaną lodź ratunkową.