Okna
No i czego chcesz potworze, czego ty chcesz o godzinie trzeciej dwadzieścia cztery. No proszę cię, zlituj się, idź spać. Idź spać na miejsce, ale to już. - Klara ze złością patrzyła w wielkie, łypiące błagalnym spojrzeniem oczy swojego wyrastającego już ze szczenięctwa psiaka. Pies właśnie obudził ją poszczekiwaniem, a teraz patrzył jej uporczywie w oczy, skomląc cichutko przekrzywiając swoją wdzięczną terierową główkę.
-Błagam cię idź spać, daj mi spać, przecież byłam z tobą wieczorem, czemu nie możesz wytrzymać do rana?
Pies szczeknął po raz kolejny, a było to szczeknięcie z gatunku błagalnych. Jego wilgotne, okrągłe oczyska wiedziały zdecydownie czego oczekują od swej pani. Klara wsunęła na nogi kosmate papcie i zaspana poszurała do przedpokoju. Z westchnieniem narzuciła na różową piżamę wełniany płaszcz sięgający do kostek, papcie zamieniła na kalosze. Uśmiechnęła się pod nosem do swojego odbicia w lustrze. Sąsiedzi wezmą mnie za grasującego nocą wampira - pomyślała, ale natychmiast spochmurniała - sąsiedzi przecież szczęśliwie śpią o tej porze w najlepsze. Ziewając pociągnęła smycz z przypiętym do niej, podskakującym z radości terierem. Dwa piętra schodów i spacer po rzęsiście oświetlonych uliczkach uśpionego osiedla.
- Wszystkie trawniki twoje, korzystaj straż miejska też śpi - zachichotała z satysfakcją spuszczając psa ze smyczy. Rozbudzona przymusowym spacerem i rześkim powietrzem zaczęła rozglądać się z zaciekawieniem dookoła. Osiedle zastygło w bezruchu. Zaciemnione okna świadczyły o tym, że większość jej sąsiadów śpi snem sprawiedliwego. Zaledwie kilka okien żarzyło się wątłym światłem.
Jakie to ważne powody nie pozwalaja komuś spać o tej porze? Przemknęło jej przez myśl, ale właśnie piesek rozpędzony jak torpeda przybiegł do niej skacząc i łasząc się. Zapięła go skwapliwie i pomaszerowała człapiąc kaloszami do domu, prosto do niewystygłego jeszcze łóżka.
Szlag by to trafił znowu gorączka, czemu to dziecko znowu musi być chore, przekleństwo jakieś. Gestem zdradzającym zniecierpliwienie dotknęła rozpalonego czoła najwyżej półtorarocznej dziewczynki, której otwarte szeroko oczka nie zdradzały żadnych emocji, patrzyły w przestrzeń zasklepioną sufitem z rzadka mrugając. Niesforne loczki mokre od potu kleiły się do ślicznej drobniutkiej twarzyczki.
- Swoją drogą jest dziwnie spokojna, nie tak jak zazwyczaj. - Kobieta nerwowo potarła rękę o rękę i odruchowo odgarnęła włosy. Była piękna i na pewno bardzo młoda. Choć po bliższym przyjrzeniu się nacisk położyć by należało na słowo - była. W kącikach kształtnych ust zagościł grymas ograbiający ją z wdzięku, a młoda twarz pokryta została jak gdyby mgłą zmęczenia. Widocznie straciła świeżość w związku wydarzeniami, których nie planowała i których nie przewidziała. Po gniewnym wyrazie twarzy można by wnioskować, że właśnie następuje ich ciąg dalszy.
- No co ja mam z nią jutro zrobić . W żłobku mi jej nie przyjmą z gorączką, a matka? -śmiech - matka, nie ma mowy, żeby do niej dzwonić po pomoc. Ona ma prawo do swojego życia, tak mi powiedziała. Świetnie, ale dlaczego z ojcem mojego dziecka? Boże, to jakiś absurd. - Ścisnęła obiema rękami głowę, jak gdyby w obawie przed ekspolzją. - Nie, tego nie da się wytrzymać, nie, a mała znowu chora, i znowu będzie płakać całe noce, a szefowa znowu będzie krzywiła się wydymając usta ze wzgardą gdy poproszę ją o wolny dzień. Jak ja marzę o wolnym dniu. Wolnym od wszystkiego, od płaczącego dziecka, od znienawidzonej pracy, od wspomnień, od uczuć, od myśli. Wolne...
No i jak, co z nią będzie? – zagaił młody policjant do pakującej narzędzia lekarki. Młody to nie tylko określenie jego wieku, to drugie imie którym koledzy z pracy ochrzcili go w pierwszym tygodniu służby. A to jego pierwsze poważne zadanie; najpierw wejście do mieszkania, ocena sytuacji, potem półgodzinne oczekiwanie na wezwany zespół medyczny. W tle, ciężko chore, malutkie, osamotnione dziecko. Pani doktor robiła wrażenie przystępnej więc odważył się zadać jej to pytanie. – I co będzie z małą?