Od deski do deski, czyli moje od A do Z
Od deski do deski, czyli moje od A do Z
Zapiski czytelniczki
Mądrości, złotych myśli, sentencji i cytatów o książkach i ich czytaniu jest mnóstwo. Mnie szczególnie podobają się dwa: „Czytanie to najpiękniejsza zabawa, jaką ludzkość sobie wymyśliła” naszej noblistki Wisławy Szymborskiej i „Kto czyta książki, żyje podwójnie.” Umberto Eco. A z własnego podwórka mogę się pochwalić kilkoma cytatami. Niektórych ludzi bardzo moje czytanie denerwuje, choć wiedzą, że to mój cały świat. I na pytanie:
- Co ty tak czytasz i czytasz?”
- Bo umiem - odpowiadam.
- Co ty tak czytasz i czytasz?”
- Bo lubię.
- Co ty tak czytasz i czytasz ”
-Bo chcę.
- Co ty tak czytasz i czytasz ?”
-Bo nie mam co robić.
I tak jestem grzeczna, bo przytaczam im jakąś mądrą sentencję, a mogłabym powyzywać od wtórnych analfabetów i zawstydzić nieczytających. Co jak co, ludzie po wyższych studiach powinni czasem po książkę sięgnąć.
Byliśmy kiedyś z mężem na przyjęciu imieninowym. W domu solenizanta książki leżały w różnych miejscach. I Ewa, i Wiesiek sporo czytają. Podniosłam jedną z leżącego najbliżej stosiku i zaczęłam o niej rozmawiać. Czekaliśmy na innych gości , więc nie siedzieliśmy jeszcze przy stole. Gospodarz wyciągał z lektury jakieś smakowite kąski, ja raczej skupiłam się na zawiłościach fabuły. Dyskusja stawała się coraz bardziej gorąca, mąż też coś dorzucił i nawiasem mówiąc podniósł atmosferę rozmowy. W pewnym momencie usłyszeliśmy od pani(rodzina solenizanta), piastującej wysokie stanowisko, że ona do listopada nie przeczytała ani jednej książki, bo czytanie nie dla niej. Szok i niedowierzanie. Już chciałam drążyć temat, natomiast mąż chwycił mnie za łokieć i powiedział siadamy, bo Ewa się denerwuje.
Baśnie i inne opowieści
Miałam może sześć lat, Marek(brat) cztery. Wieczorem obowiązkowo tatuś, zwany przez nas pieszczotliwie Tuńciem opowiadał nam baśnie. Brat prosił o „Jasia i Małgosię” albo o „Czerwonego Kapturka”. Nie chciałam się na to zgodzić gdyż, pamiętałam wszystko doskonale. Znowu mówiłam, dzieci pójdą do lasu, trafią do domku na kurzej łapce, będą uwięzione za łakomstwo, a na końcu wiedźmę spalą. I znowu niegrzeczna dziewczynka zapomni o przestrogach mamy, zdradzi wilkowi tajemnicę, gdzie mieszka babcia i zostanie pożarta. Chciałam, by Tuńcio opowiedział coś nowego. I opowiedział nam o małym Janku. Chłopczyk urodził się w domu biednej komornicy i nie miał tak jak my swojego łóżeczka z piękną pościelą. Na dodatek był taki słaby, że nawet nie wołali księdza, by Janka ochrzcić. Dziecko jednak nie umarło, a jak okukała go kukułka to urósł i mógł mamie pomagać. Chodził w odpowiednim czasie do lasu, zbierał jagody i grzyby, przynosił patyki, by mama mogła raz dziennie ugotować na kuchni jakiś skromny posiłek. Tylko dziwny to był chłopczyk, bo wszystko mu wszędzie grało. Nawet wiatr w widłach. Kiedyś w gospodzie usłyszał skrzypce i odtąd podkradał się nocami pod okno i słuchał pięknych dźwięków, a rano był niewyspany i gapowaty, tak że mama musiała go tarmosić. We dworze też były skrzypce, piękniejsze niż te w chłopskiej gospodzie Janek je zapragnął dotknąć. Pięknie błyszczały w księżycowym świetle i zapraszały by je wziął w swoje ręce. Chłopczyk zrobił sobie instrument, wykorzystał włosie z końskiego ogona, ale grały cichutko i Jankowi przypominały brzęczenie muchy. W widną, księżycową noc uciekł z domu, przeszedł przez dworskie okno i dotknął skrzypiec. Za nic miał przestrogi lelka, by zrezygnował z pomysłu. Skrzypce zadźwięczały i obudziły śpiącego w kredensie służącego. Byliśmy zaskoczeni, jak to służący spał w kredensie, tam się nie śpi, w naszym stoją naczynia na ważne uroczystości rodzinne. Tato cierpliwie wysłuchał naszego chichotania i powiedział, że tak nazywa się pokój, w którym takie eleganckie naczynia stoją. Następnego ranka odbył się sąd nad złodziejem. Skazano go na baty. Głupi Stach tak mocno bił chłopca, że następnego dnia umarł. Umierając pytał mamy czy w niebie dostanie skrzypce i matka potwierdziła jego marzenie. Nie wiem, dlaczego Tuńcio opowiedział nam tę nowelę. Marek już dawno spał, a ja po cichutku płakałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego go zbili i sądzili, przecież nie ukradł. I dlaczego nikt nie posłał utalentowanego dziecka do szkoły. Bardzo się ucieszyłam, kiedy nowelkę musiałam przeczytać jako lekturę w piątej klasie. Doskonale pamiętałam jej treść. Ciągle prosiłam tatę o jakieś szczegóły, a on tłumaczył mi, że to dawne dzieje i teraz tak już nie jest, a ludzie byli głupi, bo się nie uczyli. I to tylko opowiadanie, autor to wymyślił. Wtedy, w piątej klasie, kilkakrotnie czytałam zakończenie „Janka Muzykanta”, zawsze płakałam, a najbardziej podobało mi się zakończenie „Nad Jankiem szumiały brzozy.”