Nocny Ogród
A było to dawno. Jak na bajkę przystało, księżyc ten nocy świecił jasno. Było jeszcze kilka dni do pełni, jednak tu nie liczono czasu. Był tak samo nieznaczący jak nieuważnie zdeptany w dzieciństwie kwiatek, absurdalny jak pomysł aby szturmować bastion przy pomocy widelca... Nie ma się z czego śmiać, po prostu czas stał tu w miejscu. Powietrze było tak cudnie chłodne, po upalnym dniu. Pachniało... Nie wiem czym, ale ten zapach pamiętam do dziś, subtelny, świeży... Śpiącą trawę muskały delikatnie opuszki palców dziewczyny, jej spódnica mieniła się w świetle równie bladego jak tkanina księżyca. Drewniana, bujana ławka nawet nie zaskrzypiała pod lekkim naciskiem aksamitnego ciała. Panienka położyła się. Kładąc głowę na dłoni przyglądała się ogrodowi. Na równiutkim kwietniku rosło przeróżne piękne ziele. Dumne tulipany w kolorze szczerego serca, kontrastujące z posępnie czarnymi różami na pedantycznie przyciętym krzewie. Nawet pospolite chwasty wyglądały zupełnie inaczej, niż w dzień, w pełnym słońcu. Oczarowanie przerwał ruch w nieznanym jej krzewie. Bielutki kotek miał jedną ciemną plamkę na uchu. Zamiauczał krótko, cicho, a jednak boleśnie rozrywając spokój i ciszę otoczenia przyzwyczajonego do młodej kobiety w bieli. Cieniutki głosik nie ominął wsłuchanych w noc uszu. Szybko odwróciła wbity w rośliny wzrok, niemal budząc senny ogród. Kotek ziewnął, powoli, niemal płynąc w miłym powietrzu wskoczył na ławę. Wtulił się w kredowobiałą, ciepłą tkaninę. Uśmiech zagościł na bladym licu dziewczyny. Istotka spojrzała w jej zielone oczy. Był spokojny, pewny siebie. W końcu panna zasnęła, patrząc na senny, nocny ogród, oraz jedynego jej lokatora, bo nawet ona była tu tylko gościem. Srebrzyste gwiazdy ze smutkiem spoglądały na jej spokojny sen. Co stanie się rano? Wiedzieli wszyscy, rośliny, zwierzęta i nawet kotek... A panna dalej spała, marząc w snach o wiecznej nocy, żyjącym ogrodzie. Rozmawiała z tulipanami, uczyły jej miłości, dumy i optymizmu. Czarne róże opowiadały o krwi nieuważnych ogrodników, zostawionej na ich kolcach, mówiły o sile umysłu, że nieprzeciętne myślenie jest tym, co trafia się szczęśliwcom. Kotek komentował wypowiedzi róż i tulipanów doprowadzającymi do salw śmiechu dziewczyny zabawnymi, drwiącymi żartami. Księżyc był już niemal niewidoczny... Obudziło ją swędzenie na lewym udzie. Komar pożywiał się jej życiodajnymi sokami. Rozpłaszczyła go na swoich pomazanych korektorem czarnych dżinsowych spodniach ręką. Krwawa plama wykwitła na nieco nie zadbanej skórze dłoni. Rozczochrane włosy były mokre od rosy. Podniosła wzrok, rozejrzała się w otoczeniu. Park, słońce ledwo zawitało na horyzont, oświetlając odmieniony ogród. W miejscu czarnych róż stał kosz na śmieci, potłuczone butelki i brudne papiery po kanapkach imitowały podle dumne tulipany. Do jej bluzy z listkiem maryśki przytulony leżał jej kochany kotek. Mały, bialutki, z czarną plamką na jednych uchu. Spojrzał na nią zaspany, miauknął przeciągle, obwieszczając światu nastanie kolejnego świtu. Rutynowo wstaje kolejny dzień, ale każdy jest taki osobliwy... Spojrzał na nią raz jeszcze. Jej zielone oczy nie zmieniły się nic a nic... [akapit] [akapit]