Moje pierwsze zlecenie, część druga: Nowy dzień, demencji ciąg dalszy. Z czym to się je?
Zacznijmy od śniadania (zboczenie zawodowe, a może w moim życiu jedzenie stanowi ważny aspekt). Na pewno jest to ważny rytuał w pracy opiekunki. Jak do każdego posiłku nosi się talerzyki, filiżanki, sztućce, szklanki, kubeczki, serwetki, jedzenie do wyboru, do koloru. No i nosimy tak we trzy: ja, Pchełka i Helga. Nikt nic nie mówi. Pchełka coś poniosła. Patrzę, co jest wystawione. Helga nie patrzy. Wyciąga nowe rzeczy i niesie do stołu. Pchełka łapie to, co przyniosła Helga. Mówi „Nein, Helga” (nie, Helga) i niesie to z powrotem do kuchni. Helga leci za Pchełką. Ja lecę za Helgą. Pchełka łapie kolejną rzecz. Helga, jak pracowita mróweczka, też chce pomóc w nakrywaniu do stołu. Wyciąga kolejny przedmiot i podąża z nim do jadalni. Za nimi idę ja, z masłem i mleczkiem do kawy. Pchełka patrzy na Helgę i ponownie mówi „Nein, Helga”. Bierze niepotrzebne rzeczy i niesie je z powrotem do kuchni. Za nią podąża Helga. Za Helga idę (lekko zlękniona) ja.
Przygotowywanie posiłków za każdym razem wyglądało identycznie. Przychodził jednak taki moment, że zasiadałyśmy zadowolone i głodne do stołu. Należę do smakoszy. Może dużo myślę, dużo mówię, a może powoli jem. Helga z pewnością jadła powoli. Przy śniadaniu nic nie mówiła, smarowała jedynie palce i kanapki masłem. Kładła na nie pomidorki koktajlowe, oblizywała masło z palców, następnie kroiła pomidorki w maśle na kanapkach. Ponownie oblizywała palce. Ot, takie maślane „śniadanko-oblizywanko”. Następnie brała solniczkę, na której również lądowała spora ilość masła, i soliła kanapki.
Spokój. Cisza. Nagle spod nosa znika mi mój talerz. Łapię talerz. Mówię, że jeszcze jem. Pchełka stawia mój talerz z powrotem na stół. Znika natomiast talerz podopiecznej. Nie wiem, czy była już po, czy w trakcie jedzenia. Pchełka przynosi tabletki. Raz, dwa, trzy… Podopieczna toczy tabletki, toczy… Siedzę i patrzę. Mam coraz bardziej wrażenie, że jestem w wariatkowie. „Nein, Helga, nein!”. Najchętniej bym się teleportowała. A może obudziła z tego snu? Raz, dwa, trzy… I po śniadaniu.