Jajecznica (fragment wspomnień)
(c.d. "Brześcia" i "Sławusia"
Hansa nie musiałem już poganiać. W kilka minut byliśmy w sowchozie i z fasonem zajechaliśmy przed stołówkę. Nikt już nie myślał o przebieraniu się w baraku z roboczych ubrań, nawet dziewczyny zrezygnowały z umycia włosów pod beczkowym prysznicem. To wszystko mogło poczekać, jajecznica nie. Wbiegliśmy hurmem do jadalni, mnie też nogi poniosły. Odsunęliśmy z hałasem krzesła i usiedliśmy. Talerze już stały na stołach; widać dopiero przyniesione, bo parował z nich gorący posiłek, wprawiając w drgania powietrze nad nimi. Spojrzeliśmy…
– Gdzie jest jajecznica?!
Na talerzach leżały duże kawały… czego? To ciasto, czy co? Zaskoczony, jak wszyscy, przysunąłem bliżej talerz i przypatrzyłem się. Nie, to nie było ciasto. Konsystencja białawej masy wyraźnie świadczyła, że była wykonana z kaszy, ale wyrośnięta jak drożdżówka.
Gwałtownie odsunąłem krzesło i podszedłem do lady, odgradzającej stołówkę od kuchni. Za nią, nieruchome jak posągi o rubensowskich kształtach, stały cztery kucharki.
– Co to jest na talerzach?!
Ponadwymiarowe rozmiary „ósemek”, podtrzymujące potężne biusty ukryte pod fartuchami indagowanych, gwałtownie zafalowały od nagłych, głębokich wdechów spowodowanych... zaskoczeniem? Świętym oburzeniem? Przeżytym wstrząsem psychicznym?
– Jak to, co? Jajecznica!
– To ma być jajecznica?
– A co innego?!
Wziąłem na wstrzymanie, policzyłem w myśli do czterech i jeszcze raz zapytałem:
– Jak wy robicie tu jajecznicę?
– No jak, jak? Najpierw zarabia się kaszę z mąką, trochę wody, potem dodaje jajca, jeszcze raz wyrabia i piecze na blasze. Dali dla was aż dwanaście jajców! Tylko dla was. Miały być duże kawały dla każdego, to dwie blachy musiałyśmy zrobić. Na jedną blachę aż sześć jajców! A jajca bardzo drogie, z daleka przywożone. Bardzo drogie!
Ponownie wziąłem głęboki oddech, aby uspokoić rozdygotane nerwy. Znowu jaskrawo uwidoczniła się różnica kulturowa. Znów zderzyły się dwie odrębne społeczności, o całkiem innych nawykach żywieniowych. W domu potrafiłem zjeść jajecznicę z ośmiu jajek, obficie okraszoną wędzonką i kiełbasą. Jajecznicę, a nie jakieś nie wiadomo co, do którego zużyto ledwie dwanaście jajek na prawie trzydziestu głodomorów. Czy widział ktoś jajecznicę z niecałego pół jajka na głowę?! Popatrzyłem wściekły na kucharki. Szybko się jednak zreflektowałem. Właściwie, cóż te kobiety są winne? Zrobiły jajecznicę taką, jaką zawsze robiły. Nie pomyślałem, że jajecznica może tutaj oznaczać całkiem inną potrawę. Do tego te jajca takie drogie.