Harry (brudny zastąpimy bliskoznacznym)
Interesuje się podróżami. Lubi wbijać paznokcie w chmury. Unoszą go wysoko. O, tak jak teraz. Bawi się chmurą i formuje z niej grubego kota, skrzydła, auto albo jej twarz. Czasem zakłada niebieską sukienkę. Jest niebem. Ludzie zadzierają głowy. Wpatrują się w niego. Myślą , mówią, a słowa unoszą mydlane bańki. Tęczowo połyskują w słońcu. Jakie to piękne. Moc tkwi w słowach. Jest krawcem. Szyje zdania na miarę. Gdyby lato nie było deszczowe, pokusiłby się o wyjazd. Jednak z braku środków, a może z lenistwa, w senne popołudnia zadawala się czytaniem, piciem wódki, pisaniem i jaraniem. Z doskoku pieprzeniem dziwek. Mało mają dla niego czasu, nie płaci wiele. Tego wieczoru wychodzi z zatęchłego mieszkanka poszukać natchnienia. Siedzi przy kontuarze, wlewając za kołnierz kolejną tekilę. Wchodzi czerwona sukienka, jego wzrok za nią. Jędrne piersi, włosy opadające delikatnie na ramiona. Była jego marzeniem. Poprosiła o ogień i została. Stali się nierozłączni. Jarali, pisali, pili wódkę i czytali. Układała pióra na krawędzi łóżka równiutko. Dzień i noc. Smakował ją. Chciał, żeby była z mięsa, nie z blasku słońca. Idzie sukienką, wolną dłonią przeciera usta. On znów rozpada się na atomy.